Należy mieć nadzieję, że tak działo się (bo już się nie dzieje) w kilkunastu skontrolowanych szpitalach. „Większość skontrolowanych podmiotów leczniczych nie wykorzystywała w pełni potencjału zakupionej wysokospecjalistycznej aparatury medycznej. Był to wynik m.in. ograniczonego zakresu umów z NFZ, słabej organizacji udzielania świadczeń, niedoboru lekarzy, a także awaryjności urządzeń. Zdarzało się, że zakupy sprzętu medycznego były źle zaplanowane, a środki publiczne wydatkowane niegospodarnie. Do zakończenia kontroli leczenie przy użyciu najnowszej generacji systemów robotowych da Vinci nie zostało dodane do wykazu świadczeń gwarantowanych…” - czytamy w komunikacie (z 30 maja) Najwyższej Izby Kontroli. W tym miejscu korekta – leczenie (onkologiczne) z zastosowanie da Vinci jest już w katalogu świadczeń refundowanych. To znaczący postęp, bo za operację raka prostaty w asyście systemu da Vinci komercyjnie płaci się od 30 do 50 tys. zł. Może dlatego świadczenia weszło do katalogu refundowanych przez NFZ, że tylko 8 robotów działa w placówkach publicznych (12 – w prywatnych)? Od 2010 r. do końca pierwszego kwartału 2021 r. wykonano 4350 operacji robotowych. W świecie (prawie milion wykonanych operacji) pracuje 5 tys. systemów da Vinci.
Dobry szpital to taki, który jest wyposażony w nowoczesny sprzęt do diagnostyki obrazowej. Tak panuje opinia. Szpitale kupują sprzęt, często ad hoc, bo chcą mieć dobrą renomę. NIK raportuje, że w 10 podmiotach leczniczych (prawie 60 proc. objętych badaniem) wysokospecjalistyczna aparatura medyczna nie była wykorzystywana w sposób optymalny. Oto jeden z przykładów takich anomalii: w Szpitalu Pomnik Chrztu Polski w Gnieźnie w ramach kompleksowej modernizacji i rozbudowy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego zakupiono m.in. tomograf komputerowy oraz aparat RTG o łącznej wartości ponad 2 mln zł. Jednak z urządzeń nie można było korzystać, ponieważ w szpitalu nie zakończono prac budowlanych. Sprzęt odebrano w grudniu 2019 r., natomiast uruchomiono go dopiero po ponad roku i 8 miesiącach.
Nie wystarczy mieć w szpitalu nowoczesny tomograf, rezonans czy cyfrowy aparat RTG. Ktoś jeszcze musi ten sprzęt obsługiwać, a przede wszystkim analizować i opisywać otrzymane wyniki. W 2021 r. mieliśmy w Polsce 4 tys. radiologów (wzrost w latach 2017-21 – o 14 proc.) i jednocześnie w co trzeciej kontrolowanej placówce brakowało specjalistów, szczególnie ciężko o radiologów było/jest w małych szpitalach. Braki łatano zwiększonym czasem pracy specjalistów. W skrajnych przypadkach lekarze dyżurowali po 120 godzin, czyli pięć dób! Jeszcze większe problemy kadrowe mają te jednostki, w których prowadzi się radioterapię onkologiczną i medycyny nuklearnej. NIK alarmuje: „w 2021 r. było w Polsce 835 lekarzy specjalizujących się w radioterapii onkologicznej i zaledwie 322 specjalistów medycyny nuklearnej”. Efekt takiego stanu rzeczy? Kolejki do świadczeń, dłuższy – od normatywnego – czas oczekiwania na wynik badań diagnostycznych. Powtórzmy raz jeszcze, na koniec: należy mieć nadzieję, że tak (źle) działo się (bo już się nie dzieje) tylko w kilkunastu skontrolowanych szpitalach, a w nie w całej Polsce. Strach myśleć, że gdyby…