Na VI Kongresie Wyzwań Zdrowotnych (Katowice, 14-16 czerwca) Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, stwierdziła wprost: „Nie będzie zdrowia obywateli bez odpowiednich kadr". Problem w tym, że kadr brakuje. Za mało jest pielęgniarek, za mało jest lekarzy. Za mało jedni i drudzy, jak uważają, zarabiają. I w obu grupach system jakoś się spina dzięki tym, którzy mogliby być już na emeryturze, a nadal pracują. Skupmy uwagę w tym przypadku na pielęgniarkach. Pani prezes podkreślała, nie raz, nie dwa, że nie ma chętnych do pracy w tym zawodzie. M.in. dlatego, że płace w nim są takie jakie są. Na przełomie lat 2020/2021 wydano 5,6 tys. praw do wykonywania zawodu, ale do pracy zgłosiło się 2,3 tys. absolwentów studiów pielęgniarskich (już od dawna w tym zawodzie trzeba mieć wyższe wykształcenie).
Nie dość, że chętnych do roboty w pielęgniarskim fachu brakuje, to i życie przerzedza zbyt szczupłe kadry. – Umiera 1,2 tys. pielęgniarek corocznie i wyliczyliśmy, pięć lat do tyłu, że średnia wieku umieralności pielęgniarek i położnych to 62 lata. Czyli jest nadumieralność pielęgniarek w stosunku do populacji polskiej kobiet. To też świadczy o tym, że przepracowanie i warunki pracy jednak powodują tę nadumieralność. Jest się o co martwić – uważa (przyznać należy, że słusznie) Zofia Małas. Dodać trzeba, że tzw. statystyczna pielęgniarka ma 53 lata. Czyli na dziś brakuje jej 7 lat do emerytury.
I gdy już jesteśmy przy emeryturach, to przejdźmy do najmocniejszego argumentu pielęgniarek w sporze o większe, jak to określają „godne” zarobki. Protest pielęgniarek wsparła Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych publikując raport „Katastrofa kadrowa pielęgniarek i położnych”. Podaje on, że teraz mamy czynnych w zawodzie 261 tys. „sióstr”. I – uwaga, uwaga – 27 proc. z nich, czyli 63120 mieści się w przedziale wiekowy 61-70 i ponad lat ( ponad - 1127). Te panie powinny już być na emeryturze. Dlaczego więc pracują? Nie tylko z poczucia obowiązku. Także dlatego, że emerytury mają jeszcze mniej godnej wysokości niż płace. Jak to twierdził klasyk - „byt kształtuje świadomość”.
Nie trzeba być znawcą ekonomiki ochrony zdrowia, by bez trudno wyobrazić sobie, co stałoby się z systemem, gdyby pewnego dnia aktywne zawodowo emerytki postanowiły... odpocząć. A i bez tego, jak ostrzega samorząd pielęgniarski i związki zawodowe, nadciąga katastrofa. Wg optymistycznej wersji pesymistycznego rozwoju sytuacji Izba raportuje, że do 2025 r. liczba zatrudnionych pielęgniarek i położnych zmniejszy się o 16 761, a do 2030 r. o 36 293 osób. Najwcześniej katastrofalne braki kadrowe, to jest takie, których nie będzie można załatać zwiększoną pracą zatrudnionych pielęgniarek, pojawią się w województwach: śląskim i dolnośląskim oraz w mazowieckim. W pierwszych dwóch do 2025 r. ubędzie po 2,6 tys. pielęgniarek, w trzecim – 1,8 tys. Wg raportu „do 2025 r. z powodu braku personelu, 272 szpitale nie będą mogły sprawnie działać, a do 2030 r. ten problem wystąpi w 482 szpitalach”.
W opinii samorządu pielęgniarskiego i związkowców problem można rozwiązać, zwiększając prawie 2 razy liczbę absolwentów kierunków pielęgniarski. Do 10 tys. rocznie. Sęk w tym, że jeśli zarobki nie będą satysfakcjonujące, to znaczna część absolwentów nie zdecyduje się na pracę w publicznej ochronie zdrowia. Albo trafi do prywatnych ośrodków, albo wyjedzie na Zachód. W pokrótce wzmiankowanym raporcie czytamy: „Należy również pamiętać, iż w chwili obecnej pracę w zawodzie pielęgniarki lub zawodzie położnej wykonuje 69 585 osób, mimo uzyskania uprawnień emerytalnych. Te pielęgniarki i położne mogą w każdej chwili przejść na emeryturę”.
Mogą, kiedy będą musiały. Gdyby mogły przejść „w każdej chwili”, to domagające się (nie tylko) wyższych zarobków z pewnością użyłby takiej broni. Bo byłaby ona swego rodzaju „bombą atomową”. Tylko jak pokazuje historia, atomówkami się straszy i niewielu jest przekonanych, że mogą być użyte. I podobnie rzecz ma się w przypadku protestu pielęgniarek. Gwoli ścisłości dodajmy, że nie tylko pielęgniarki-emerytki podtrzymują system. Wśród ponad 140 tys. czynnych zawodowo lekarzy tych z uprawnieniami emerytalnymi już dawno nabytymi jest (wg różnych źródeł) od 17 do 20 proc.