- Widziałam pana na spotkaniu lekarzy. Żonglował pan wcale niełatwym słownictwem medycznym i naprawdę, gdyby ktoś pana nie znał, nie domyśliłby się, że ma do czynienia z aktorem, a nie lekarzem. Doktor Lubicz z "Klanu" czy aktor Tomasz Stockinger? Jak to jest?
- W środowisku lekarzy istotnie czuję się dobrze. W końcu to już tyle lat... Zresztą w podobną rolę wcieliłem się dużo wcześniej, grając lekarza w serialu "Dom".
- A zna się pan trochę na medycynie?
- Podobno wszyscy znamy się na uzdrawianiu, no więc ja też (śmiech). Ale myślę, że w pewnych sprawach mógłbym już co nieco doradzić. Tylko że raczej dotyczyłoby to zdrowego stylu życia niż konkretnego leczenia.
- A właśnie, styl życia. Wygląda pan tak pogodnie. To chyba nie poza?
- Staram się zachowywać pogodę ducha od rana do nocy. Wiem, że pewnych rzeczy nie będę mógł zmienić, że na pewne sprawy nie mam i nigdy nie będę miał wpływu, więc się nie porywam z motyką na słońce i nie usiłuję odwrócić ich biegu. Akceptuję rzeczy wielkie, niewytłumaczalne, które dają mi odczuć, że jestem w tym świecie tylko malutkim robaczkiem.
- To trochę taka filozofia Dalekiego Wschodu?
- Być może, ale terminologia nie ma dla mnie znaczenia. Po prostu tak czuję. Takie myślenie przyszło do mnie z wiekiem, z doświadczeniem. Jak byłem przed laty w Kanadzie, poznałem męż-czyznę, męża, ojca licznej rodziny. Na pewno nie brakowało im problemów, takich zwykłych, codziennych, ale często uciążliwych. A jednak on wyglądał tak spokojnie, ciepło, chociaż trzymał wszystko żelazną ręką. Był bardzo pogodny. To mi zaimponowało.
- Pogoda ducha przychodzi z wiekiem?
- Tak myślę. Z wiekiem, z siwymi włosami.
- Optymizm, pogoda ducha przewijają się także w piosenkach, jakie pan wykonuje, a o czym może nie wszyscy wiedzą. Muzyka jest dla pana ważna?
- Tak, śpiewam od początku mojej kariery aktorskiej. Zresztą pochodzę ze śpiewającej rodziny. Mój ojciec był aktorem śpiewającym.
- A miłość, czym jest dla pana miłość? W piosenkach wykonywanych przez pana jest o tym wiele słów. Na jednej z płyt śpiewa pan "Jej portret" z muzyką Włodzimierza Nahornego. A jaki jest portret pana kobiecego ideału?
- Na pewno powinna być ciepła, dobra, mądra, wyrozumiała. I piękna... zwłaszcza wewnętrznym pięknem. No, po prostu bardzo kobieca. Tylko że taki ideał zazwyczaj jest niedościgły.