Pokonałam guza mózgu

2009-10-31 1:30

Trzy lata temu pani Genowefa Potulska (65 l.) usłyszała wyrok śmierci. Lekarze ze szpitala w Elblągu zdiagnozowali u niej raka mózgu. Tomografia komputerowa wykazała guz o wielkości dwa na trzy centymetry. Nieoperacyjny. - Czekałam na śmierć. Gdyby nie uzdrowiciel Henryk Słodkowski, już bym nie żyła - opowiada wzruszona pani Genowefa. Dziś jest szczęśliwą żoną i pełną życia kobietą.

Zaczęło się od uporczywych i potwornie silnych bólów głowy. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ból się nasilał, a pani Genowefa zaczęła tracić pamięć. Najgorsze było to, że przestała poznawać najbliż-szych. Lekarze postawili okrutną diagnozę - rak. Nie dawali żadnej nadziei. - Powiedzieli nam, że guz zagnieździł się w tak niewygodnym miejscu, że jest nieoperacyjny - opowiada Henryk Potulski (67 l.), mąż pani Genowefy. Po skomplikowanej operacji guza chora mogłaby przestać chodzić albo zupełnie stracić kontakt z otoczeniem. - Lekarze nie mieli złudzeń. Dawali jej najwyżej rok życia - dodaje ze łzami w oczach pan Henryk.

Kochający mąż nie poddawał się. - Nie wyobrażałem sobie życie bez ukochanej żony. Jesteśmy po ślubie już czterdzieści cztery lata. Ja nie potrafię bez niej żyć. - mówi. Cała rodzina zaczęła szukać ratunku za wszelką cenę. Córka usłyszała o znanym bioenergoterapeucie Henryku Słodkowskim (54 l.), który na swoim koncie ma wiele uzdrowień. Postanowili właśnie u niego szukać ocalenia. Z żoną było wtedy bardzo źle. Już nie mówiła ani nie chodziła.

Po zabiegach u bioenergoterapeuty wszystko się zmieniło. - W ciągu ostatnich trzech lat na seanse jeździliśmy średnio co miesiąc - opowiada Henryk Potulski. Pani Genowefa powoli wracała do normalnego życia. Zaczęła z powrotem mówić i chodzić. Zapomniała o beznadziejnych rokowaniach lekarzy. - Bardzo pomagały mi te wizyty. Po każdej czułam się dużo lepiej - mówi. W maju tego roku znowu zrobiła badanie - tomografię mózgu. Okazało się, że po guzie w mózgu nie ma śladu. - Lekarze byli zaskoczeni, ale potwierdzili, że po prostu zniknął - mówi pan Potulski.

Małżeństwo jest bardzo wdzięczne uzdrowicielowi. - Jestem przekonana, że wróciłam do życia właśnie dzięki niemu - mówi pani Genowefa. Nazywa go panem doktorem. Henryk Słodkowski faktycznie jest lekarzem z drugim stopniem specjalizacji. - Ja jestem tylko dodatkiem i wsparciem do leczenia konwencjonalnego - mówi uzdrowiciel. Jego zadaniem jest przekazanie energii choremu po to, aby sprowokować jego organizm do walki z chorobą. - Każdy ma system odpornościowy, tylko musi on zostać pobudzony - wyjaśnia Słodkowski.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze artykuły