Gdy się dzwoni do przychodni, to usłyszy się nie tylko przywitanie i informację o tym, że rozmowa jest nagrywana, ale i coś takiego: „W nawiązaniu do artykułu na naszej stronie internetowej o leczeniu COVID-19 przypominamy, że nie będziemy udzielać żadnych informacji przez infolinię”. Zadzwoniliśmy do doktora Bodnara. Pani z biura przychodni ostrzegała, że do doktora ciężko jest się dodzwonić. Miała rację. Odezwała się skrzynka pocztowa abonenta i automat zameldował, że nie ma już w niej miejsca na kolejne nagranie wiadomości. Wysłaliśmy SMS-a do obecnie najsłynniejszego w Polsce „zwykłego lekarza”. Doktor Bodnar oddzwonił. I... zapowiedział, że wkrótce na strnie internetowej przychodni, w której pracuje, pojawi się ważne oświadczenie.
Do osiągnięć doktora Bodnara (ponad 100 osób wyleczonych i on sam również) ustosunkował się prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Podczas podczas wirtualnej konferencji prasowej poświęconej chorobom zakaźnym w Polsce, w tym COVID-19 – podaje naukawpolsce.pap.pl – zakaźnik, stwierdził, że nie ma żadnych podstaw merytorycznych, ani naukowych do stosowania amantadyny w zakażeniach wywołanych przez koronawirusa SARS-CoV-2. – Pojedyncze doniesienia pokazują jedynie chorych, którzy z dużym prawdopodobieństwem i tak by wyzdrowieli. Bo stadium bezobjawowe lub skąpoobjawowe wywołane przez koronawirusy SARS-CoV-2 występuje u 90 proc. wszystkich zakażonych, jawnych klinicznie (…). Podkreślam: nie ma nawet przesłanek merytorycznych do tego, żeby stosować amantadynę. Podkreślam to ze względu na szerzące się dziwne promocje tego leku, który nie znalazł zastosowania również w grypie, o czym powinniśmy też pamiętać. Uznano, że w tej chorobie jest bardzo słabym lekiem i nie znajduje zastosowania od wielu lat – ocenia prof. Flisiak.
I dodaje: – Jeśli ktoś twierdzi, że przeleczył kilkudziesięciu chorych amantadyną i odniósł skutek, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że w tej populacji taki sam efekt uzyskałby, nie stosując niczego. Tyle prezes Towarzystwa. Po licznych publikacjach w mediach (również jak widać w se.pl) terapii stosowanej przez przemyskiego lekarza mają się przyjrzeć urzędnicy z Komisji Europejskiej. Czy tak się stanie, czy są to tylko obietnice?