Jak już informowaliśmy zniknie obowiązek potwierdzania wyników szybkich testów (negatywnych, jak i pozytywnych) najdokładniejszymi z testów RT PCR. Główny Inspektorat Sanitarny zmienił definicję COVID-19 „na potrzeby nadzoru epidemiologicznego”, a Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych żąda szczegółowych wytycznych. Za kryteria kliniczne (konieczne przy definiowaniu przypadków zachorowania) Covid-19 uznaje się, gdy u każdej osoby wystąpił co najmniej, podkreślmy: CO NAJMNIEJ, jeden z poniższych objawów: • kaszel, • gorączka, • duszność, • utrata węchu o nagłym początku, • utrata lub zaburzenia smaku o nagłym początku. Oznaczać to może, że osoba z gorączką może już zostać skierowana przez lekarza rodzinnego, jako osoba objawowa, na test w kierunku zdiagnozowania SARS-COV-2 (wywołującego chorobę COVID-19). Wynik takiego testu, czy to pozytywny, czy negatywny, nie będzie podlegał weryfikacji doskonalszymi narzędziami, czyli testami RT PCR.
I to nie podoba się Krajowej Radzie Diagnostów Laboratoryjnych. Jej wiceprezes, dr Matylda Kłudkowska podkreśliła (2 listopada) w Radiu RMF FM, że jeśli stosowane i uznawana mają być testy antygenowe, to wyłącznie testy II generacji. Przypomnijmy, że jeszcze przed wakacjami rząd kupił (za 30 mln USD) szybkie testy antygenowe koreańskiej firmy PCL. A to oznaczałoby, że są to mało dokładne testy I generacji.– Drugi warunek to czas wykonania testu. Nie późnej niż w siódmej dobie objawów, bo potem czułość tego badania spada – podkreśla dr Kłudkowska. Zdaniem wiceprezes Rady należy obowiązek potwierdzania testem PCR ujemnego wyniku testu genetycznego u pacjentów z objawami. – By osób z objawami nie wypuszczać z ujemnym wynikiem na ulicę – argumentuje dr Kłudkowska. Całkiem możliwe, że wokół szybkiej i masowej diagnostyki SARS-Cov-2/COVID-19 będzie jeszcze głośno. Prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych i członek Rządowej Rady Medycznej ds. Epidemiologicznych tak tłumaczył (30 października) zasadność nowego rozwiązania w strategii walki z koronawirusem: „Dzięki szybkim testom antygenowym będziemy mogli w szpitalach szybko odróżnić pacjenta zakażonego koronawirusem od pacjentów, którzy nie są zakażeni”.
„Po zmianie definicji COVID-19, która od dziś uwzględnia testy antygenowe jako potwierdzenie diagnozy, statystyki zachorowań i zgonów muszą być liczone od tego punktu na nowo. W pierwszych tygodniach, gdy te testy będą wprowadzane, liczba wykrytych zakażeń poszybuje w górę” – napisał na Twitterze dr n. med. Paweł Grzesiowski, immunolog.
Tymczasem pod tłitem ministra Niedzielskiego sporo komentarzy w rodzaju: „Bardzo dobrze. Dzięki temu chorzy będą szybciej izolowani, do tej pory nawet przy złym samopoczuciu i utracie węchu i smaku uważali się za zdrowych dopóki nie dostali pozytywnego wyniku testu, do tego czasu chodzili do pracy i zarażali...” - na znak aprobaty. I na znak dezaprobaty: „Więc od wtorku 30-50tys+ pozytywnych. Ja w okresie jesienno-zimowym kaszle cały czas i co też mam iść na test? Wam się w dupach przewraca. I właśnie się wyjaśniło, dlaczego ekonomista jest ministrem zdrowia”.
Polecany artykuł: