Prof. Jerzy Bralczyk.

i

Autor: UM Bydgoszcz

Prof. J. BRALCZYK: Jestem „współwystępujący” i pod wieloma względami „bezobjawowy”

2020-06-18 17:00

Czy czas epidemii wykształcił swój język? Dlaczego nie można kłamać medyka, ani też kłamać medykowi? Co się stanie, gdy krzywa się wypłaszczy? Kim się jest, gdy się używa tylko jednego imienia? O tym (i nie tylko) w rozmowie z językoznawcą, członkiem Rady Języka Polskiego, prof. JERZYM BRALCZYKIEM.

„Super Express: – Powiada Pan, że ma taką nadzieję, że wiele słów z tzw. koronajęzyka wyjdzie z użycia po ustaniu epidemii. Które słówka mogą się w nim ostać?
Jerzy Bralczyk: – Te, które już wcześniej były w języku, a które teraz są używane nieco częściej. Na przykład: słowo „wirus” jest z nami od dawna i może ono nabrać nowych konotacji, nowych skojarzeń. Które ze słów teraz częściej używanych, niż wcześniej, nie wyjdą? Trudno powiedzieć. Trzeba byłoby się zastanowić...Ma pan jakieś typy?

– Przed epidemią byłem przekonany, że „dystans społeczny” jest między biedakiem a bogaczem, a teraz, od trzech miesięcy, okazuje się, że to miara odległości, aktualnie dwa metry.
– (Śmiech). Tak, to prawda. To jest związek frazeologiczny, w którym słowo „dystans” zachowuje swoje pierwotne znaczenie, a słowo „społeczny”, jako przymiotnik, doczepiało się do różnych rzeczników np. do „gospodarka” czy „zachowania” itd. Wówczas jednak mieliśmy coś innego na myśli, używając tego przymiotnika. Dotychczas „dystans społeczny” odgradzał jakieś grupy społeczne, a teraz został użyty, może trochę niepotrzebnie, bo odnosi się do czegoś konkretnego. Bo przymiotnik „społeczny” użyty z rzeczownikiem przenosi nas w sferę abstrakcji.

– To jak powinno określić się ten dwumetrowy dystans?
– „Odległość między ludźmi”? Pewnie tak, choć to jest nieco długie…

– I źle się odmienia. A może „dystans bezpieczeństwa”?
– Takie określenie byłoby pewnie dobre, gdyby nie to, że słowo „bezpieczeństwo”, mimo że samo w sobie piękne, bardzo różnie nam się kojarzy, zwłaszcza ludziom starszego pokolenia.

– A mamy jeszcze jeden związek frazeologiczny, mówiąc nienaukowo, określenie z „mowy koronawirusowej”, który zakorzeni się w języku polskim i będzie w użyciu i po epidemii. „Nie kłam medyka” może być zaakceptowane, jak fraza powstała w roku 1980: „nie dajmy się zwariować”.
– (Śmiech). „Nie dajmy się zwariować” było znaczeniowo odpowiednikiem zwrotu „nie przesadzajmy”. Można „zwariować”, czyli mieć odchylenia od normalnego myślenia, ale dlaczego „zwariować się”? I co to może znaczyć? I kto „się wariuje”? A teraz o zwrocie „nie kłam medyka”…

– Nie powinno się mówić „nie okłamuj medyka”?
– To prawda. Jednak dawniejsza forma „nie kłam medyka” była naturalna. W polszczyźnie, w dawnych tekstach mieliśmy „nie kłam kogoś” obok „nie kłam komuś”. „Kłam” był kiedyś raczej odchyleniem, czasem żartem. Powiedzieć kiedyś „dla kłamu” znaczyło „dla żartu”. Wtedy odpowiednikiem dzisiejszego znaczenia pojęcia „kłamać”, było „łgać” podchodzące z niemieckiego słowa „lügen”.

– Czyli „nie kłam medyka” to konstrukcja poprawna, ale anachroniczna?

– Tak, tak, ale dziś tę niestandardowość wykorzystuje się żartobliwie. W przypadku „nie dajmy się zwariować” prawie straciliśmy już to poczucie gramatycznego żartu. Ta żartobliwość jeszcze się gdzieś tam na dnie zachowała.

– To „nie dajmy się zwariować” przed wojskowymi określeniami używanymi w „koronajęzyku”. Chodzi choćby o frazę „na froncie walki z koronwirusem”, „bohaterscy jak żołnierze na wojnie”, gdy mowa jest o personelu medycznym zaangażowanym w… w… w... walce z epidemią. Trochę się pojąkałem szukając niemilitarnego słowa.
– (Śmiech) Żurnaliści bardzo lubią podgrzewać atmosferę i używać militarnych metafor. To prawda, że język jest żywy i zmienia się. Czasem zdarza się, że jest powtarzana celowo jakaś forma językowa lub słowo w innym znaczeniu. Powtarza się je po to, żeby naruszyć reguły językowe i z czasem to się udaje. Najpierw to może być żart, a potem jak ze zwrotem „i to by było na tyle”. Najpierw odczuwaliśmy ten zwrot jako żart, bo coś co było na przodzie, mogło być na tyle, a dziś mało kto już rozpoznaje w nim żart. Podobnie, jak kiedyś mówiono żartem, że ktoś „popełnił książkę”, a przecież jej się „nie popełnia”, a dziś już nikt w tym zwrocie żartu nie postrzega.

– Dzięki temu „koronajęzykowi” wielu dowiedziało się, że „wirus” to nie „bakteria”, a „pandemia” to coś więcej niż „epidemia”. Są więc i plusy w tym wszystkim…
– Jeszcze mamy „endemię”, coś tubylczego, swojskiego, a „epidemiczne” pochodzące z zewnątrz. Miło brzmiąca cząstka „pan” oznacza po grecku „wszystkość” i dlatego mamy „pandemię”, bo to oznacza coś, co jest wszędzie. Czyli są to słowa, które nam się teraz przydają, ale chciałby, by się później już nie przydawały.

– Do języka czasu epidemii wszedł nie tylko militarny slang, ale i branżowy, medyczny. Co Pan powie o „zaszczepialności”, „wyszczepialności”?
– Dziwne są to słowa, które w roboczym, fachowym języku mogą być zrozumiałe. Dziwi mnie „krzywa wypłaszczająca się”. „Krzywa płaska” byłaby już określeniem w pełni nielogicznym, bo byłaby wtedy nie krzywą, ale prostą. Być może przedrostek „wy-” jest stosowany jak w pojęciu „wykształcenie”. Kształcili, kształcili, aż wykształcili. To może w tym przypadku jest podobnie – szczepili, szczepili, aż wyszczepili? A jak jest naprawdę? Tego nie wiem.

– „Koronajęzyk” może być materiałem badawczym? Powstaną o nim prace magisterskie, a może nawet doktorskie?
– Raczej tak się nie stanie. Chyba, że epidemia potrwa dłużej i pojawi się więcej tzw. zjawisk językowych. „Koronajęzyk” dziś to kilkanaście, może trochę więcej, charakterystycznych słów, połączeń językowych. Choćby „szpitale jednoimienne” lub znany już od dawna „bezobjawowy”, który teraz nabrał szczególnego znaczenia. Lubię dawać przykłady słów pojawiających się tylko w pewnym określonym kontekście i nawet nie jesteśmy świadomi, że one istnieją, nawet nie ma ich w słownikach.

– Na przykład?
– Choćby słowo „współistotny”. W modlitwie jest ono. Syn współistotny Ojcu. Albo „jednorodzony”. Wielu ludzi powtarza codziennie słowa, których do niedawna nie było w polskim słowniku. Właściwie wszyscy są „jednorodzeni”. Są „szpitale jednoimienne” – żartem mówię o sobie, że też jestem „jednoimienny”, bo nie używam drugiego imienia. Z całą pewnością jestem także „współwystępujący”. Z wieloma ludźmi. I pod wieloma względami jestem „bezobjawowy”.

– To życzę zdrowia i obyśmy długo „współistnieli”…
– Współistnieli, ale objawowo!

Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express. KLIKNIJ tutaj.

Super Raport 18 VI (goście: Kidawa-Błońska, Sokołowski)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze artykuły