Kiedy była testowana, czyli w marcu, Waldemar Grudzień, prezes CompuGroup Medical Polska, powiedział nam: „Aby aplikacja miała jakąkolwiek szansę ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa MUSI BYĆ POWSZECHNA, a informacje na temat stanu zdrowia osób powinny pochodzić z REJESTRÓW ewidencjonujących informacje nt. osób zarażonych, poddanych kwarantannie i nadzorowi epidemiologicznego”. Obecnie jest zainstalowana w 690 tys. smartfonów. Tomasz Kozon, współwłaściciel Software House'u Boring, powiedział dziennikarzowi Wirtualnych Mediów, że wprowadzenie obowiązku instalacji mogłoby uratować apkę. Skoro nie uczyniono tego wczesną wiosną, to trudno sobie wyobrazić, by możliwe było to późnym latem. Dlatego rząd od kilku tygodni reklamami promuje ProteGo SAFE, zachęcając do instalowania „wykrywacza” wirusa. Reklamy kosztują, kolejne wersje programu też nie są za darmo tworzone.
Wirtualne Media podały za Ministerstwem Cyfryzacji (2 września), że do „koszt stworzenia aplikacji ProteGO Safe mającej pomóc w walce z pandemią koronawirusa wyniósł 2,551 mln złotych, a miesięcznie utrzymanie platformy pochłania ponad 136,5 tys.”. Minister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz w odpowiedzi na pytania portalu napisał m.in.: „Dla porównania bliźniacze rozwiązanie uruchomione w Niemczech i oparte o identyczne technologie kosztowało prawie 20 mln euro”.
Jeśli już mowa o niemieckim odpowiedniku (Corona Warn-App), to dodajmy, że jego obsługa też jest znacząco droższa, bo miesięcznie kosztuje niemieckiego podatnika od 2,5 do 3,5 mln euro. I co z tego? Jak się wyliczy koszty jednostkowe (liczba użytkowników aplikacji w stosunku do wydatków), to wyjdzie, że niemiecka apka jest tańsza od polskiej. Dość powiedzieć, że gdy się pojawiła w sklepie androidowych aplikacji Play Store, to Coronę (16 czerwca) w kilkanaście godzin pobrało tyle osób, co w Polsce do końca sierpnia! Od 1 lipca odnotowano 14 mln instalacji. Takie zainteresowanie marzy się twórcom ProteGO SAFE, ale w Niemczech również uznawane jest za niewystarczające.
Zostawmy Niemców z ich problemami. A co z naszym, krajowym „w temacie” ProteGO? Eksperci przepytywani przez Wirtualne Media mają wątpliwości co do sensu używania apki w sytuacji, gdy nie jest ona obowiązkowa, mało popularna i są wątpliwości co do bezpieczeństwa przekazywanych danych, choć resort cyfryzacji zapewnia cyklicznie, że nikt nikogo nie inwigiluje, a dane są na 100 proc. bezpieczne. Zainteresowanie mogłoby się spełnić wcześniejsze założenia, gdyby jesienią nie tylko doszło do II fali epidemii, ale jej skutki byłyby wielokroć dotkliwsze niż przed paroma miesiącami. Możliwe, że wtedy Polacy instalowali by ProteGO SAFE… ze strachu i na wszelki wypadek.
Polecany artykuł: