Premier Jacinda Ardern ogłosiła, że od środy (18 sierpnia) wprowadzony zostanie najwyższy, czwarty stopień, covidowego alarmu. Na te ruch zareagowała natychmiast giełda. Kurs dolara nowozelandzkiego spadł, po ogłoszeniu blokady, o 1,5 proc. do 0,6926 USD. Ostatni przypadek wykrycia u obywatela Nowej Zelandii wirusa SARS-CoV-2/COVID-10 miał miejsce w lutym. Mieszkańcom Nowej Zelandii nie narzucano większych rygorów sanitarnych. Było cicho i spokojnie, bo praktycznie od początku pandemii Nowa Zelandia jest państwem zablokowanym. By do niego wjechać, musi być bardzo ważny, udokumentowany powód. Pani premier tę – z pewnością dla wielu – niezwykłą decyzję (żeby z powodu jednej osoby zarażonej zamykać kraj zamieszkały przez prawie 5 mln ludzi?) w sposób który można być określić naszym powiedzeniem: „lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć”. W ramach takiej polityki szkoły, urzędy i przedsiębiorstwa zostaną zamknięte. Supermarkety i apteki pozostają otwarte. Blokada rozpocznie się o 23:59 (17 sierpnia). Wychodząc z domu trzeba nosić maski ochronne. Władze proszą, by ci, którzy nie muszą wychodzić z domów, najlepiej przez te kilka dni pozostawali w swoich domach.
Sprawcą wprowadzenia blokady jest 58-letni mężczyzna, który (wraz z żoną pojechał nad morze. Okazało się, że jest zarażony od 12 sierpnia i nie był szczepiony. Miasteczka w których było małżeństwo (Auckland i Coromandel) będą zablokowane przez 7 dni, reszta kraju przy 3 dni. Dwie osoby, z którymi miał styczność zarażony, są już izolowane. Prawdopodobnie takich osób poddanych kwarantannie będzie więcej – podaje za ministrem zdrowia nowozelandzka prasa. Tuż przed rozpoczęciem blokady na telefony komórkowe zostanie wysłane przypomnienie lockdownu. Rząd zachęca do zachowania dystansu, chodzenia w maseczkach, częstego dezynfekowania rąk. Od początku zarazy w tym kraju zdiagnozowano ok. 2500 zarażeń. 26 osób zmarło w związku z COVID-19.
Polecany artykuł: