Michał Kucap

i

Autor: WPR w Katowicach

Obrzydliwy hejt na ratowników medycznych. "Pajacujecie"

2020-04-22 17:40

Cała Polska im dziękuje, a przynajmniej dziękowała. Wspierani rozmaitymi datkami, od darmowego jedzenia po darmowy sprzęt medyczny, byli i są na tzw. pierwszej linii frontu w walce z zarazą. Czy łaska pańska na pstrym koniu jeździ? Michał KUCAP, wojewódzki koordynator medyczny i ratownik medyczny Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, przybliża naszym Czytelnikom specyfikę pracy w ratownictwie medycznym.

„Super Express”: Kto ma teraz, w kolejnym tygodniu pandemii COVID-19 w Polsce, kogo dość – ratownicy pacjentów, czy pacjenci ratowników?
Michał Kucap: Pół żartem, pół serio odpowiedziałbym tak: wzajemnie się tolerujemy. Jeśli w naszym Pogotowiu, a jest ono największe w Polsce, mamy rocznie 250 tys. interwencji, to w tym czasie do dyrekcji wpływa do 50 skarg na ratowników. Jeśli jedno takie zdarzenie będzie przedstawione w telewizji, to powoduje, że już się na nas patrzy krzywym okiem. Jedna afera na ćwierć miliona wizyt i wielu ludzi ma „wyrobioną”, negatywną opinię o pogotowiu ratunkowym! Teraz przez media jesteśmy przedstawiani bardzo pozytywnie, ma się nas, lekarzy, pielęgniarki, ratowników, za bohaterów, więc i nastawienia społeczeństwa jest pozytywne…

Prawie świętymi jesteście…
Zgadza się. Jednak „temat” staje się dla społeczeństwa powoli ograny, najzwyczajniej ich to nudzi i już nie wszyscy widzą w nas „bohaterów”. Powoli wracamy, w tym postrzeganiu pogotowia, do stanu przedepidemicznego.

OK. Jedzie Pan z pomocą do obywatela X i co?
Teraz jest tak, że do każdego wyjazdu, czy to do kogoś, kto spadł ze schodów i coś tam sobie połamał, czy do do pacjenta z podejrzeniem COVIDA-19, każdy członek zespołu ratownictwa medycznego (ZRM) zabezpiecza się. Takie są zalecenia Ministerstwa Zdrowia, Światowej Organizacji Zdrowia...

Wskakuje w kosmiczny, ochronny kombinezon?
Teraz standardowo to wygląda tak: trzeba goglami lub przyłbicą zasłonić oczy, maską, co najmniej chirurgiczną, usta i nos plus do tego rękawiczki ochronne oraz jednorazowgo użytku ubranie ochronne. I tak dziś wygląda standardowe zabezpieczenie ratownika. Jeśli jesteśmy wzywani do pacjenta, bo ma nadciśnienie, co może grozić zawałem lub udarem, który już wcześniej wzywał pogotowie, to często słyszymy: skończcie z tym świrowaniem, nie mam temperatury, nie mam kaszlu, oddycham jako tako normalnie!

A procedura stanowi, że po wejściu do mieszkania, do KAŻDEGO pacjenta, należy w pierwszej kolejności założyć mu maseczkę. Nawet wtedy, gdyby jest to pacjent ortopedyczny. Następnie wyprasza się inne osoby z pomieszczenia, bo zgodnie z procedurą może być w nim, poza ZRM, tylko jedna osoba.

I wtedy słyszcie: „przestańcie świrować”?
Są dwie grupy naszych „klientów”. Pierwsza rozumie, że na czas epidemii są takie procedury, a nie że ZRM „świruje”. Rodzina takiego pacjenta jest w maseczka, nie wykłóca się z nami itd. I druga, która ma odmienny pogląd i zachowanie i są święcie przekonani, że „pajacujemy”.

A co z pacjentami „covidowskimi”?
Zgodnie z wywiadem epidemiologicznym może to być pacjent „pozytywny”, ma wszystkie objawy C-19 i „negatywny”, który nie ma typowych objawów, za wyjątkiem wysokiej gorączki. Tych drugich nazywamy pacjentami „problematycznymi”. Mają temperaturę. Niekoniecznie przez wirusa. Wystarczy, że leczą się z zapalenia dróg moczowych. Procedury nakazują ich traktować, jako kogoś z podejrzeniem na C-19.

A gdy jedzie się do pacjentów z typowymi objawami tej choroby?
Na początku pandemii, gdy mówiło się o „nieznanym wirusie”, różnie interpretowano konieczność zabezpieczania się. SARS-Cov-2 potraktowano jako coś w rodzaju wirusa Eboli. To oznaczało, że ZRM wyjeżdżał w pełnym zabezpieczeniu. Te pomarańczowe kombinezony, zwane przez nas workami, takie właśnie gwarantują. Powstały one na wypadek kontaktów z zarażonymi Ebolą. Powiem, że śmiertelność na ten rodzaj gorączki krwotocznej sięga 90 proc. Do tego maski FFP3.

Z czasem okazało się, że w przypadku SARS-Cov-2 ŚOI, czyli środki ochrony indywidualnej, nie muszą być takie, jak na wojnę biologiczną. Wystarczy to, o czym wspomniałem i do tego ubranie jednorazowego użytku, choćby fartuch chirurgiczny. Miałem kiedyś taką sytuację. Przyjechaliśmy do jednego z zakaźnych szpitali w „workach”. Wychodzi do nas lekarz i pyta się, czemu tak „pajacujemy”? A doktor wyszedł do nas w przyłbicy, maseczce i fartuchu.

Odnośnie tzw. sytuacji, przyjemnych i nieprzyjemnych. Kłaniali się wam, wyzywali od najgorszych?
A to różnie bywało. Nie ma o czym mówić. Przed epidemią też nam częściej dziękowano niż wyzywano od złamanych ch… Taka praca. Pomijam tu, jak odnoszą się do nas najczęściej w środowiskach, w których zasadniczo dzieci są trzeźwe. Mamy ratować, a nie występować w roli moralizatorów.

Muszę jednak powiedzieć, na podstawie własnego doświadczenia, od 15 lat pracuję w WPR, że w małych, wiejskich społecznościach szacunek do ratowników, że się tak wyrażę, jest znacznie większy niż wśród tzw. ludzi miastowych. A mam kontakt z obiema grupami pacjentów. Ci ze wsi nie wymądrzają się, słuchają nas, nie pouczają, nie straszą, panie, ja panu pokażę, pan nie wie, kogo ja znam! A odwrotne zachowanie u pacjentów z miasta wcale nie jest takie rzadkie. Teraz i przed epidemią również.

Twardym trzeba być, gdy się jest ratownikiem?
Też. Trzeba jednak umieć rozumieć ludzi. Bez względu na to, czy jest epidemia, czy jej nie ma, to trzeba mieć świadomość, że jadąc komuś z pomocą, jedziemy w miejsce, w którym jest sporo emocji. A wtedy różnie to bywa. Czasem emocje przechodzą w agresję. Można powiedzieć, że to wszystko zależy od miejsca, czasu i sytuacji. Dlatego też ta nasza robota nie jest sztampowa, jakby komuś mogło się wydawać. Wrócę jeszcze do pandemii. Gdy znajomi laicy pytają mnie, co tam Michał się dzieje, to pytam się ich: jak chcesz widzieć problem, medialnie, propogandowo-statystycznie czy medycznie?

Pan pandemię postrzega przez medyczną optykę, oczywiście.
Wyłącznie. I widzę, że w tym globalnym zjawisku, w tej pandemii koronawirusa, jest 30 proc. medycyny. Z tego punktu widzenia nie jest tak źle, jakby to wszystko wyglądało. To widzę w świecie medycznym. Wielu jest wyciszonych, nie ulegających panice, choć każdy boi się przynieść do domu tego syfa, każdy ma obawę przed kwarantanną, wyłączeniem z obiegu na kilkanaście dni. Widzę też innych medyków, biadolących. To mnie denerwuje.

Martwi mnie coś innego. Co będzie potem? Co z zawałami, co z udarami? Ile takich osób nie wzywało pogotowia, bo się bały się koronawirusa i stwierdziły, że jakoś to będzie. A pewnie wiele razy było źle. Może teraz, w czasie pandemii, więcej osób umiera na choroby układu krążenia w domach? Bo się boją iść do szpitala, bo koronawirus i tak dalej. To mnie martwi.

Polacy dziękują lekarzom i pielęgniarkom za walkę z koronawirusem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają