Esencją tej akcji, zainicjowanej przez prof. Andrzeja Fala (kierownika Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, prezesa Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, jest tzw. biała księga: „Szczepienia przeciw COVID-19. Innowacyjne technologie i efektywność” to 25 stron (można sobie ściągnąć pdf i wydrukować). Autorami publikacji w zawartych w „białej księdze” są m.in. profesorowie: Robert Flisiak, Andrzej Matyja, Krzysztof Pyrć i Krzysztof Simon – medycy stale obecni w mediach, od prasy przez portale internetowe po radio i telewizję.
Wobec zainteresowania społeczeństwa szczepieniem się przeciwko COVID-19, odstającego od oczekiwań rządu, ważne jest, by na kilka wątpliwości odpowiedziano jasno, prosto i jednoznacznie. W „białej księdze” jej autorzy odpowiadają na pytanie, wręcz o strategicznym znaczeniu: „Jak długo będziemy prawdopodobnie czekać na efekt szczepienia na SARS-CoV-2, jak trwały jest ten efekt i jaki wpływ na te kwestie ma masowość szczepień (odsetek wyszczepienia w populacji)?”.
„(…) W dalszym ciągu dane o charakterze, stopniu i czasie trwania odporności humoralnej i komórkowej i jej zależności od przebycia czy współistnienia innych chorób, innych szczepień ochronnych, wieku, rasy, płci, cech genetycznych czy nawet zwyczajów żywieniowych są niepełne, a czasem wręcz sprzeczne. Potwierdzono znaczne zróżnicowanie czasowe, jakościowe i ilościowe odpowiedzi immunologicznej na zakażenie SARS-CoV-2 pomiędzy poszczególnymi pacjentami. Ta heterogenność jest specyficzną cechą zakażenia tym wirusem. Wiadomo, że przeciwciała neutralizujące przeciw SARS-CoV-2 utrzymują się przez przynajmniej 6 miesięcy. Historycznie wiemy, że u chorych po zakażeniu SARS-CoV-1 wysokie miano przeciwciał neutralizujących klasy IgG utrzymywało się przez 5 miesięcy, a potem w ciągu 2–3 lat obniżało się do wartości nieoznaczalnych. Natomiast u pacjentów po zakażeniu innym koronawirusem – MERS, obecność przeciwciał neutralizujących obserwowano jeszcze 34 miesiące po przebyciu choroby (…). Wiążące dane co do trwałości odpowiedzi immunologicznej po zakażeniu SARS-CoV-2, a także po szczepieniach, uzyskamy za 2–3 lata”.
I to jest konkretna odpowiedź, która wymaga popularyzacji. Tak samo jak odpowiedzi na takie pytania, często stawiane w codziennych dyskusjach o szczepieniach. Po pierwsze: przeciwko czemu jest szczepionka Pfizer-BioNtech COVID-19 – czy przeciwko wirusowi, czy chorobie przez niego wywołanej? Po drugie: czy chroni przed zarażeniem się, czy przed ciężkim przebiegiem choroby? Po trzecie: czy jeśli zaszczepiony będzie chory, to czy będzie lub w jakim stopniu będzie mógł źródłem zakażenia dla niezaszczepionych? Po czwarte: gdy do obiegu wejdą wszystkie szczepionki zakontraktowane przez UE (siedem, z czego Polska weźmie pięć), to kto ma decydować o wyborze szczepionki?
To tylko kilka z wielu ważkich pytań, które pozostawione bez odpowiedzi, nie przyczynią się do wzrostu zaufania do akcji szczepień. Tym bardziej, że jest ona tyleż przedsięwzięciem medycznym, co politycznym. Pod koniec listopada Barbara Krysztofczyk, strateg komunikacji, ostatnio szefowa PR prezydenckiej kampanii Szymona Hołowni w rozmowie z SE stwierdziła: „Nie chcemy być smutni i zmęczeni i dlatego wypatrują, jak kania dżdżu, jakiegoś promyka nadziei. A tym będzie szczepionka. Jeśli rząd wykorzysta to oczekiwanie i na tym polu zbuduje komunikację ze społeczeństwem, objawi się w roli swego rodzaju bohatera narodowego, to może na tym sporo zyskać. A to dlatego, że ludzie lubią być ratowani. Zatem decydującym testem na umiejętności komunikacyjne rządu z wyborcami będzie czas, gdy szczepionki będą już dostępne w Polsce”. Problem jest w tym, że wielu Polaków nie chce być ratowanych, bo się boi tego ratunku.