Oczywiście tendencje te mogą się zmienić w kierunku oczekiwanym przez rząd i epidemiologów. By osiągnąć tzw. odporność stadną przez zarażenie musi przejść lub/i zaszczepić się min. 70 proc. populacji. Wpływ na wzrost antyszczepionkowych nastrojów mogą mieć m.in. opóźnienia w dostawach szczepionek, sprzeczne informacje co do czasu trwania skuteczności szczepionek, osłabienie ich działania wskutek pojawienia się nowych mutacji koronawirusa, konieczność szczepienia się co roku, znacząca liczba NOP-ów (niepożądanych odczynów poszczepiennych). Co wówczas? Czy w grę wchodzić może uznanie szczepień przeciw C-19 za obowiązkowe?
– Będą próby, żebyśmy się zaszczepili obowiązkowo z powodu sytuacji, która będzie się wymykała spod kontroli. Nie umiem powiedzieć, na czym to ostanie i jak to ostatecznie się rozwiąże – mówił jasnowidz Krzysztof Jackowski w wywiadzie dla „Super Expressu”. Już w listopadzie 2020 r. zakaźnik prof. Krzysztof Simon (członek Rady Medycznej przy premierze) stwierdził: „Kiedy ponad połowa Polaków deklaruje, że się nie zaszczepi, musimy pomyśleć o wprowadzeniu obowiązku szczepienia". B. wiceminister zdrowia, epidemiolog, prof. Marcin Czech również jest zwolennikiem wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciwcovidowych „choćby po to, aby uchronić od choroby tych, którzy nie mogą tego zrobić ze względów zdrowotnych, czyli już istniejących przypadłości”. I nie są to, w świecie medycznym, osamotnione glosy. Rząd konsekwentnie głosi, że szczepienia są dobrowolne. Unika debat o zmianie koncepcji szczepień, mając świadomość, że zmiana byłaby decyzją nie tylko medyczną, ale i polityczną.
Załóżmy jednak, że rząd zmienił zdanie. I co? Pisze o prawnej stronie takiego ewentualnego zdarzenia dr hab. Justyna Zajdel-Całkowska w grudniowym „Kurierze Medycznym”. Wyjaśnia m.in.: „W przypadku zaklasyfikowania szczepień przeciwko COVID-19 do szczepień obowiązkowych, poddanie się szczepieniu stanowiłoby obowiązek wszystkich osób, które przebywają na terytorium Polski przez okres dłuższy niż trzy miesiące. Szczepienia obowiązkowe nie są jednak przymusowe, co oznacza, że przepisy nie przewidują co do zasady możliwości zastosowania przymusu w celu wykonania szczepienia”. Jak to, przecież w znowelizowanej w październiku 2020 r. ustawie covidowej stoi: „Wobec osoby, która nie poddaje się obowiązkowi szczepienia, badaniom sanitarno-epidemiologicznym, zabiegom sanitarnym, kwarantannie lub izolacji, obowiązkowej hospitalizacji, a u której podejrzewa się lub rozpoznano chorobę szczególnie niebezpieczną i wysoce zakaźną, stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia innych osób, może być zastosowany środek przymusu bezpośredniego polegający na przytrzymywaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków”.
Pani prawnik wyjaśnia: „Na podstawie cytowanego przepisu zastosowanie przymusu przy wykonywaniu szczepienia możliwe jest wyłącznie w stosunku do osób z podejrzeniem zakażenia lub zakażonych chorobą łatwo rozprzestrzeniającą się, o wysokiej śmiertelności, powodującą szczególne zagrożenie dla zdrowia publicznego i wymagającą specjalnych metod zwalczania. Takimi chorobami są cholera, dżuma, ospa prawdziwa, wirusowe gorączki krwotoczne”. Trzeba pamiętać, że gdyby szczepienia przeciw C-19 były obowiązkowe, to szczepionki musiałaby być bezpłatne. Szacuje się, że rząd wyda na szczepionki przeciw C-19 minimum 5 mld zł. W zależności od rodzaju dawka kosztuje od prawie 2 do 15 euro.