Przypomnijmy, że AstraZeneca (A/Z) miała dostarczyć dla państw unijnych 400 mln dawek (czyli dla zaszczepienia 200 mln osób). Odkąd EMA zatwierdziła ją do obrotu (29 stycznia) są mniejsze lub większe kłopoty z dostawami tej szczepionki. Grzegorz Cessak, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych (URPM), w radiu ZET skomentował (17 marca) decyzję o zawieszeniu podawania produkcji przez kilka państw europejskich. Uczyniły to m.in. Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania. Zdaniem prezesa URPM, naszego odpowiednika EMA, nie ma powodów, by Polska wstrzymywała szczepienia skoro Europejska Agencja Leków (EMA) nadal ją rekomenduje. – Europejska Agencja Leków nie wycofa się z rekomendacji ws. szczepień AstrąZeneką, w razie konieczności, w celu minimalizacji ryzyka, być może wyłoni ewentualną grupę ryzyka – tłumaczył w „Zetce” prezes Cessak.
Swój punkt widzenia EMA opiera na doświadczeniach brytyjskich. A/Z przyjęło 10 mln osób. Zgłoszono 52 tys. przypadków zaistnienia NOP-ów (niepożądanych odczynów poszczepiennych). W Unii Europejskiej A/Z zaaplikowano dotychczas 5 mln osób. – Trzymamy się wytycznych Agencji, natomiast tych kilka krajów podjęło decyzję niezgodnie ze stanowiskiem EMA. Prezes przyznał, że w Polsce miał miejsce jeden przypadek zgonu związany z zakrzepem krwi po szczepieniu, ale nie jest jeszcze potwierdzony związek przyczynowo-skutkowy, o ile taki miał miejsce.
Problemy ze produktem stworzonym przez szwedzko-brytyjski koncern AstraZeneca i naukowców Uniwersytetu Oksfordzkiego najwcześniej pojawiły się w Niemczech. Ten preparat (bazujący na fragmentach innych wirusów) wykazuje się znacznie mniejszą skutecznością od szczepionek firm Biontech/Pfizer i Moderna (wykorzystujących sekwencję kwasu RNA). EMA uznała jednak skuteczność A/Z za wystarczająco wysoką, by mogła być dopuszczona do użytkowania. Polska zamówiła, za pośrednictwem Komisji Europejskiej, 16 mln dawek (dla 8 mln osób) szczepionki A/Z.