W czasie pandemii koronawirusa w szpitalach na całym świecie obowiązuje zakaz odwiedzin. Przyszli rodzice musieli również zapomnieć o porodzie rodzinnym. Niestety w obecnej sytuacji tata nie może być obecny na porodówce. W takiej sytuacji znaleźli się Marty i Stephanie Gandelman. Oczekując na narodziny swojego pierwszego dziecka, dowiedzieli się, że ze względów bezpieczeństwa Marty nie będzie mógł towarzyszyć ukochanej podczas porodu. Jednak szpital zaproponował wyjście z tej sytuacji. W e-mailu przesłanym do pary poinformował, że istnieje możliwość wirtualnego towarzyszenia w narodzinach dziecka. - Kiedy to przeczytaliśmy, od razu wiedzieliśmy, że chcemy to zrobić - zdradziła w rozmowie z Metro Stephanie Gandelman. I tak się stało. 27 marca, kiedy nadszedł ten moment, Marty mógł towarzyszyć żonie podczas porodu on-line. - Szkoda, że nie mogłem tam być, aby trzymać Stephanie za rękę. Jednak biorąc pod uwagę okoliczności i tak wyszło doskonale - mówił Marty. Mężczyzna w aplikacji Zoom zobaczył, jak na świecie pojawia się jego syn, Jake. - Kiedy w końcu zobaczyłem go na żywo, od razu go ucałowałem. Jestem szczęśliwy - zwierzył się w rozmowie z mediami świeżo upieczony tata. Czy poród on-line to dobra alternatywa dla porodów rodzinnych w czasie epidemii koronawiursa?
Zobacz w galerii, jak wyglądał poród on-line w aplikacji Zoom: