Z początkiem czerwca RPP zareagował na sygnał od pacjentów, skarżących się, że mają utrudniony lub wręcz niemożliwy dostęp do lekarzy POZ (podstawowej opieki zdrowotnej). Bartłomiej Łukasz Chmielowiec w apelu do kierowników ośrodków POZ napisał: „Rozwiązania telemedyczne, jakkolwiek bardzo potrzebne i przydatne, nie zawsze mogą zastępować osobiste wizyty pacjentów w przychodniach, które w wielu przypadkach pozostają niezbędne dla realizacji prawidłowego przebiegu procesu diagnostyki i leczenia. Dlatego proszę, by oceniając potrzeby pacjentów i wybierając optymalną drogę udzielania świadczeń zdrowotnych, nie stosować automatyzmu w wyborze rozwiązań telemedycznych, jako potencjalnie bezpieczniejszych. Konieczna jest każdorazowa ocena rzeczywistej potrzeby osobistego kontaktu z lekarzem, uwzględniająca dobro pacjenta i staranność udzielania świadczeń. W związku z powyższym apeluję o refleksję i analizę, które z przyjętych przez Państwa ograniczeń w organizacji świadczeń dla pacjentów, u których nie występuje podejrzenie zachorowania na COVID-19, powinny ulec złagodzeniu, w celu dostosowania ich do aktualnej sytuacji w zakresie zdrowia publicznego”.
Z początkiem marca NFZ zakomunikował: „Dzięki telewizycie ograniczamy ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa, zapewniając większe bezpieczeństwo pacjentom i personelowi medycznemu...”. W ubiegłym tygodniu Funduszy przypomniał adresatom apelu RPP: „W sytuacji gdy stan zdrowia tego wymaga – pacjent ma prawo do skorzystania z osobistej wizyty w gabinecie lekarza rodzinnego”. Nie oznacza to, że teraz jak ktoś źle się czuje, to może biec do przychodni. Nadal obowiązuje reżim epidemiczny. Wpierw pacjent musi skontaktować się ze swoim lekarzem. Telefonicznie. Gdy ten uzna, że „zdalnie” nie w sposób udzielić pomocy, to wówczas umówi się na „klasyczną” wizytę. Do doktora przychodzi w maseczce, z odkażonymi dłońmi i zmierzoną temperaturą. A jeśli pacjent miałby kłopoty ze skorzystaniem z wspomnianego prawa, to NFZ może to zgłosić telefonując na bezpłatną Telefoniczną Informację Pacjenta.
Warto to wiedzieć, teleporadnictwo w POZ to nie skutek epidemii. Taką usługę medyczną świadczy się o 5 listopada 2019 r. Wprowadzono ją, by... oczywiście... skrócić kolejki do tradycyjnych wizyt lekarskich. Wówczas tę nowinę potraktowano z pewną dozą sceptycyzmu. – Możliwość telefonicznej porady jest na pewno narzędziem wspomagającym pracę w POZ, ale nie można liczyć na to, że w ten sposób da się rozwiązać wszystkie problemy pacjentów – mówił wtedy Wojciech Pacholicki, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego skupiającego lekarzy rodzinnych. W POZ-ach pracuje 33,4 tys. lekarzy, w tym 13 tys. ze specjalizacją w medycynie rodzinnej. Przed epidemią lekarz POZ udziela rocznie 4,7 tys. porad. Tylko 9 proc. czynnych zawodowo lekarzy ma specjalizację z medycyny rodzinnej. Dla porównania: w innych państwach UE ten wskaźnik wynosi od kilkunastu do 46 proc. (w Portugalii). W czasie epidemii 90 proc. porad lekarskich w naszych placówkach POZ udzielanych jest via telefon.