W diagnostyce nowotworowej dziś najlepszym narzędziem jest PET, czy pozytonowa tomografia komputerowa. Takie urządzenie nie dość, że waży kilka ton, to również sporo kosztuje. Dziesiątki milionów złotych. Krakowscy naukowcy postawili sobie ambitne zadanie: skonstruować PET-a, który nie waży tony, ba – jest przenośny i jest znacznie tańszy od tego „dużego”. – Cel naszych badań to zbudowanie tomografu PET, który pozwala na analizę metabolizmu podawanych człowiekowi substancji w całym ciele i wszystkich tkankach jednocześnie – wyjaśnia prof. Paweł Moskal. – To istotne nie tylko dla stwierdzenia, co dzieje się w ciele z lekami, ale także do wykrywania nowotworów oraz schorzeń układu krwionośnego...
Wykorzystanie PET często ograniczone jest jednak przez rozmiar urządzeń niezbędnych do jej wykonania. Prof. Moskal od kilkunastu lat pracuje jednak nad ich miniaturyzacją. Jego zespół zdołał już opracować w pełni funkcjonalny prototyp tomografu składającego się z 24 modułów, które można swobodnie transportować i składać tam, gdzie jest to potrzebne. Ta miniaturyzacja była możliwa m.in. dzięki pionierskiemu zastosowaniu elementów wykonanych z tworzyw sztucznych. – Musieliśmy w tym celu opracować wiele zupełnie nowych rozwiązań, począwszy od elektroniki, przez metody rekonstrukcji sygnałów aż po analizę danych. Mamy na to już ponad 40 patentów – podkreśla fizyk. – Nasz prototyp ma 50 cm wysokości i waży 60 kg. W pełnej wymiarze urządzenie pozwalające na zobrazowanie całego ciała będzie ważyło kilkaset kilogramów. Będzie można je przenosić i otwierać, a pacjent będzie miał komfort związany z tym, że zawsze będzie mógł z niego wyjść.
Gabaryty protoptypu to nie jedyna, wyjątkowa cecha urządzenia, na którym pracują naukowcy. Dążą oni do tego, by mogło zastąpić biopsję, czyli mechaniczne pobranie materiału z tkanek chorego w celu zdiagnozowania, czy nie doszło do w nich do zmian nowotworowych. W jaki sposób? To złożone, więc prof. Ewa Stępień, kierująca badaniami medycznymi w zespole, wyjaśnia najprościej jak można: – Jesteśmy w stanie mierzyć, jak długo radioaktywne atomy istnieją wewnątrz organizmu człowieka. W próżni to trwałoby około 140 nanosekund, czyli miliardowych części sekundy, a w organizmie człowieka jeszcze krócej, co związane jest m.in. ze stopniem natlenienia tkanki. Wiemy, że tkanki nowotworowe zawsze są mniej utlenione niż zdrowe. Oznacza to, że mierząc precyzyjnie czas istnienia tych atomów, lekarze - bez konieczności wykonania biopsji - będą w stanie lepiej niż obecnie rozróżniać tkanki zdrowe, objęte stanami zapalnymi, od nowotworów określając nawet stopień złośliwości danego guza…
Pierwsze serie testów potwierdziły teorię w praktyce. Oczywiście od pomysłu do przemysłu droga krótka nie jest. I trochę wody w Wiśle upłynie nim mini-Pet, tak sobie go nazwaliśmy a zespół nazwał go Jagielońskim PET, przestanie być prototypem. Przesłanki ku temu są optymistyczne. W fachowej prasie światowej jest komentowany. Z nadzieja na końcowy sukces. Na niego czekają chorzy nowotworowi. Należy mieć nadzieję, że wynalazek znajdzie się w produkcji w polskich rękach.
J-PET powstaje w ramach program TEAM. Jest realizowany przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej ze środków UE pochodzących z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego