Ksiądz Jerzy Kozłowski od dziecka pasjonuje się kosmosem, fizyką i górami. Pochodzi z miejscowości Ścinawka Dolna na Dolnym Śląsku, gdzie był ministrantem. Po ukończeniu seminarium przyjął święcenia kapłańskie w Świdnicy. Służył w Mieroszowie, później w Wałbrzychu, aż wreszcie trafił do Dzierżoniowa.
Niebezpieczeństwo w górach
Pewnego razu ks. Jerzy wybrał się ze znajomymi z parafii w Mieroszowie w Tatry. Gdy dotarli na kopułę Giewontu słychać już było pomruki burzy. W mgnieniu oka zrobiło się pochmurno. Niestety, szybkie zejście z góry było niemożliwe ze względu na liczbę turystów. Nagle, około 70 cm od krzyża, duchownego trafił pierwszy piorun.
Jak grom z jasnego nieba
Oślepiający błysk i tuż po nim niewyobrażalny ból. Ks. Jerzy ocknął się na ziemi, bez prawego buta, lewa noga była bezwładna i krwawiła. Nie miał już na sobie kurtki przeciwdeszczowej, która w wyniku uderzenia pioruna prawdopodobnie została rozerwana. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Ks. Jerzy słyszał wołających o pomoc ludzi. Udzielił im rozgrzeszenia, czując, że ta wyprawa może być ich ostatnią.
Kolejne uderzenia
W obawie, że piorun uderzy ponownie, ks. Jerzy przemieścił się kilka metrów niżej. Wtedy raził go drugi piorun. Mężczyzna był wyczerpany, przemoczony i zziębnięty. Trzecie uderzenie odebrało czucie w drugiej stopie i unieruchomiło mężczyznę na skałach. Ks. Jerzy zaczął się modlić o to, aby Bóg skrócił jego cierpienia. Wkrótce potem zabrał go helikopter TOPR. Po wypadku ks. Jerzy trafił do szpitala, nie mógł wykonywać posługi kapłańskiej. Dziś jest katechetą w sąsiadującej z parafią szkole, wrócił do posługi, ale zdrowie nie pozwala mu na podobne wyprawy. Wciąż odczuwa lęk przed burzą. Wierzy, że pewnego dnia znów wyruszy w góry.
Inspirowane prawdziwymi wydarzeniami
Idea programu dokumentalnego PZU zrodziła się trzy lata temu w odpowiedzi na wzrost liczby wypadków na drogach. W ramach prewencji tragicznych w skutkach zdarzeń komunikacyjnych TVP emitować będzie raz w tygodniu odcinek przedstawiający prawdziwą historię. Bohaterami programu są osoby wyszukiwane przez autorów programu m.in. na internetowych forach, grupach, stronach zbiórek internetowych lub wśród podopiecznych różnych fundacji na fundacyjnych stronach. Niekiedy od jednego z bohaterów można dowiedzieć się o losach innego, który pojawia się w kolejnym odcinku. Dla twórców programu to jednak dużo więcej niż 17 min emitowanego w telewizji odcinka. – To wzruszające i pouczające opowieści o ludziach, których spotkało nieszczęście. Ulegli wypadkowi przez własną nieostrożność albo z winy innych osób. Prezentując je, chcemy przestrzegać, edukować i zapobiegać podobnym tragediom. Zwracamy uwagę na zagrożenia, których nie wolno bagatelizować – mówi członek zarządu PZU Życie Dorota Macieja.