Coraz częściej w narracji o globalnej akcji szczepienia się przeciw COVID-19 obok „marchewki” pojawiają się „kije”. W piątkowym (8 stycznia) wywiadzie dla „Wprost” minister zdrowia Adam Niedzielski został zapytany, o to, czy rząd ma tzw. plan B na wypadek, gdyby nie udało się przekonać do szczepień większości Polaków. Minister w odpowiedzi stwierdził, że wielu krajach toczy się dyskusja co do możliwości ograniczenia niezaszczepionym dostępu do różnych usług publicznych. „I my to też rozważamy, np. tylko zaszczepieni będą mieć uproszczony dostęp do pewnych świadczeń medycznych. Nie dotyczy to oczywiście nagłych i krytycznych sytuacji” – podkreślił szef resortu zdrowia. Jak się ma takie rozwiązanie do litery Konstytucji, tego minister nie wyjaśnił. Być może jest ono jeszcze w fazie projektowania.
Poza taką wyszedł, ale w skali lokalnej, burmistrz Lubartowa, który albo wyczytał w SE o tym, że zachęcać ludzi do szczepień można przez portfel, albo sam wpadł na ten pomysł. Wszystkim swoim urzędnikom i zatrudnionym w jednostkach podległych gminie chce wypłacić „po pięćset”. Po szczepieniu oczywiście. To jednak marchewka, a nie kij.
Zaświadczenia, QR kody, paszporty zdrowotne – jak zwał tak zwał – z fazy rozważań przechodzą do fazy realizacji. Pięć linii lotniczych (United Airlines, Lufthansa, Virgin Atlantic, Swiss oraz JetBlue) testuje, w końcowej fazie, CommonPass. W tym cyfrowym dokumencie są informacje o stanie zdrowia podróżnego, m.in. o wyniku testu na koronawirusa (w zestandaryzowanej formie) czy odbytych szczepieniach, który pasażer pokazuje na lotnisku. Australijska linia lotnicza Qantas, jak z końcem roku oświadczył jej prezes, będzie wymagała od swoich pasażerów na lotach międzynarodowych potwierdzenia, że są zaszczepieni przeciwko C-19.
Przedstawiciele linii obsługujących komunikację w Europie nie spodziewają się, aby na krótkich trasach szczepienia były obowiązkowe. Czy tam, gdzie są e-paszporty zdrowotne, będą one obowiązkowe? Jeśli linii będą wymagały zaświadczania o szczepieniach, to ci, którzy się nie zaszczepili, to nie mieliby wstępu na pokład? O tym na razie nie mówi się, ale w przekonaniu ekspertów branży lotniczej „nie zaszczepisz się, nie polecisz” stanie się standardowym rozwiązaniem jeszcze w tym roku.
Na razie wiele krajów turystycznych otwiera swoje granice tylko przed osobami, które udowodnią, że nie są zarażone. Np. wszyscy podróżujący na Wyspy Kanaryjskie (dotyczy dzieci od 6. roku życia) zobowiązane są do posiadania negatywnego wyniku testu RT-PCR, ważnego 72 godziny przed przylotem na Wyspy. Wynik musi być przedstawiony w języku angielskim lub innym honorowanym przez linię lotniczą lub kraj docelowy. Wszystkie osoby podróżujące na Maderę powinny zarejestrować się na dedykowanej stronie, wygenerować kod QR oraz poddać się testowi na COVID-19 na lotnisku, po przylocie. Test jest wykonany na koszt władz Madery, a cała procedura wykonania testu nie powinna trwać dłużej niż godzinę. Czy to jest ograniczeniem czyiś praw? Raczej nie, państwo może wprowadzić taką regulację.
Gorzej będzie wówczas, gdy będzie żądało WYŁĄCZNIE zaświadczenia o zaszczepieniu i do wjazdu nie wystarczy sam wynik, negatywny, testu na obecność SARS-CoV-2. To już będzie „woda na młyn” zwolenników tzw. teorii spiskowych. Coraz głośniej mówi się, że w niedalekiej przyszłości wstęp na masowe imprezy (mecze, koncerty itp.) będzie dla zaszczepionych. Ciekawe, jak w omawianych (i im podobnych, o których nie wspomnieliśmy) przypadkach potraktowane zostaną osoby, które może i chciałby się zaszczepić, ale mają ku temu MEDYCZNE przeciwwskazania? Oj, będą mieli w sądach sporo pracy.
Polecany artykuł: