- Znam osoby, którym bioenergoterapia pomogła. Dlatego uważam, że jeśli ktoś wierzy, że uzdrowiciel mu pomoże lub jeśli już odczuł, że to działa, to powinien z niej korzystać - mówi dr Niesłuchowski. Nie ma się co zżymać i krytykować bioenergoterapeutów za to, co robią. Wielu z nich wykonuje dobrą robotę. Dają choremu nadzieję, mają dla niego czas, uspokajają skołatane nerwy, poświęcają mu uwagę i wspierają. Nawet jeśli taka terapia działa na zasadzie placebo, to ważne, że działa i pacjent ma siłę do walki z chorobą.
- Naukowo udowodniono, że są schorzenia, które cofają się pod wpływem działań niekoniecznie medycznych. Jeśli więc tak jest, to trzeba uznać, że bioenergoterapia ma sens i swoje miejsce - twierdzi lekarz, i dodaje, że skoro takie zjawisko istnieje, to ani chorzy, ani lekarze nie powinni udawać, że go nie widzą. Warto walczyć o swoje zdrowie i życie. A w przypadku ciężkich chorób należy wykorzystać wszelkie możliwości prowadzące do odzyskania zdrowia. Nawet jeśli niektórym wydają się one kontrowersyjne.
- Ale jest też druga strona medalu. Korzystając z terapii niekonwencjonalnej, nie wolno pacjentowi zaniedbywać leczenia zalecanego przez lekarza akademickiego. Ludzie chorzy powinni pamiętać, by szerokim łukiem omijać tych bioenergoterapeutów, którzy nakłaniają do zrezygnowania z zalecanych przez lekarzy terapii. Dobry specjalista od bioterapii nie będzie namawiał do rezygnowania z badań laboratoryjnych czy do odstawienia leków.
- Nie dziwi mnie zainteresowanie bioenergoterapią. Przewiduję nawet, że będzie ono większe. Bo w sytuacji, kiedy nasza oficjalna służba zdrowia działa tak jak działa, wkrótce wiele osób od razu będzie wolało udać się do bioenergoterapeuty, niż czekać miesiącami na konieczne badania.