W pogotowiu brakuje lekarzy. Zastąpią ich „cyfrowi doktorzy”? A po co?

Lekarz-koordynator, za pośrednictwem zaawansowanych środków łączności, komunikuje się z ratownikami medycznymi. Funkcjonuje od kilku miesięcy w gorzowskim pogotowiu. Będzie pilotażowo sprawdzany w pogotowiu zielonogórskim. Kasę, prawie milion złotych, na sfinansowanie tego eksperymentu przeznaczyły władze samorządowego województwa lubuskiego. „Cyfrowy doktor”... – To bardzo ważny projekt, który poprawi bezpieczeństwo medyczne pacjentów, ale i pracę zespołów ratowników medycznych. To innowacyjny, jedyny taki w kraju projekt, z wykorzystaniem kosmicznych technologii – zachwala Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze ma jeden ZRM S (dla porównania: ponad 20 w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym w Katowicach) i pięć ZRM P (w Katowicach – prawie 70). „Wprowadzenie stanowiska lekarza koordynującego do systemu ZRM zminimalizuje problem, jakim jest brak obsady lekarskiej w karetkach systemu, a zatem stanowić będzie wsparcie w postaci konsultacji lekarskiej dla tych zespołów działających na terenie pogotowia i pozwoli na dokonanie przez lekarza koordynującego wstępnej selekcji pacjentów na tych, którzy potrzebują lub nie potrzebują pilnej wizyty na SOR. Wpłynie to na skrócenie czasu oczekiwania przyjęć pacjentów wymagających natychmiastowej pomocy…”– czytamy w uzasadnieniu do finansowania projektu.

Dlaczego brakuje lekarzy do pracy w pogotowiach ratunkowych? Wyjaśniamy. W 2014 r. w „eskach” jeździło 2 tys. lekarzy. W 2020 – już tylko 500. Zmieniły się przepisy. W specjalistycznych ambulansach powinni jeździć lekarze po co najmniej dwóch latach specjalizacji z medycyny ratunkowej bądź kilku dziedzin pokrewnych, m.in. chirurgii, anestezjologii, ortopedii czy chorób wewnętrznych. – Brakuje lekarzy o specjalizacji medycyna ratunkowa. W ciągu 20 lat udało nam się wykształcić 1000 specjalistów. Tylko połowa z nich pracuje w systemie. Co roku specjalizację otwiera 100 – 120 osób – mówił w 2020 r. prof. Jerzy Robert Ładny, krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej. Pod koniec ub. roku w systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego pracowało 1595 ZRM, w tym: 336 zespoły specjalistyczne i 1259 zespołów podstawowych. Lekarze wymienionych specjalizacji wolą pracować w szpitalach. Praca spokojniejsza i lepiej wynagradzana.

Pacjenci utożsamiają sobie nader często karetkę „S” z czymś lepszym od karetki „P”. Widać, po Gorzowie Wielkopolskim i Zielonej Górze, że politycy samorządowi również. Tymczasem… Należy liczyć się, że za kilka lat w systemie nie będzie karetek z lekarzem w załodze. Zresztą Polska jest jednym z ostatnich państw europejskich, w których w ZRM pracują lekarze. Tendencja światowa jest taka, że albo już ich zastąpili ratownicy medyczni, albo ich, prędzej czy później, zastąpią. Wciąż żywe są w narodzie sentymenty do dawnych czasów, gdy stacje pogotowia ratunkowego robiły za przychodnie zdrowia, szczególnie w nocy i święta. Dziś – podkreślają operatorzy systemu – karetki nie są przychodniami na kołach. A umiejętności ratowników medycznych są wystarczające, by udzielić kwalifikowanej pierwszej pomocy pacjentowi i przewieźć go do najbliższego szpitala, gdzie chorym zajmą się lekarze. Lekarze w karetce nie przeprowadzą jakiejkolwiek operacji. A jako, że i taki ich brakuje w ochronie zdrowia, to lepiej, by pracowali w szpitalach niż w pogotowiach ratunkowych. Ratownicy dadzą sobie radę.