Pewnie, że zakochanych w świecie (liczba płynna) jest więcej niż epileptyków (epilepsja – inna nazwa padaczki). Ocenia się, że na „wielką chorobę”, jak ją nazwa Hipokrates, w świecie choruje ok. 50 mln osób, a w Polsce zmaga się z nią ok. 300 tys. Na epilepsję nie ma lekarstwa. I nie jest to choroba psychiczna, jak niesłusznie często uważa się, ale neurologiczna wywołana nieprawidłową aktywnością elektryczną mózgu. W Polsce zapada na nią co roku ok. 27 tys. osób. W trzech na cztery przypadki początek choroby zaczyna się przed 19. rokiem życia, a często bywa diagnozowana już w pierwszym roku życia.
Poza leczeniem farmakologicznym w Polsce od 2015 r. stosuje się wszczepianie urządzenia do głębokiej stymulacji mózgu. Temu refundowanemu przez NFZ zabiegowi poddaje się pacjentów cierpiących na lekkodporną padaczkę. Stymulator wysyła impulsy elektryczne do określonego obszaru mózgu, skutkiem czego jest zmniejszenie ciężkich napadów epilepsji. Jak podaje Ministerstwo Zdrowia w 2019 r. takie stymulatory wszczepiono 83 osobom. Szacuje się, że w Polsce 30 proc. epileptyków ma lekkodporną padaczkę. Części tej grupy pacjenckiej mogłyby pomóc DBS (Deep Brain Stimulation), czyli głęboka stymulacja mózgu. Dodajmy, że metoda ta używana jest w leczeniu choroby Parkinsona od 1993 r. Z takim wszczepionym stymulatorem żyje w świecie ok. 130 tys. „parkinsonowców”, przy czym choroba jest doświadczeniem ok. 4 mln osób. Wszczepienie stymulatora NFZ wycenia na 35 800 zł, w tym: hospitalizacja z zabiegiem kosztuje – 6 300 zł, a stymulator – 29 500 zł.
Epilepsję kojarzy się najczęściej z napadami padaczkowymi, z chorym, którym rzucają konwulsje i toczącą mu się z ust pianą. Tymczasem nie zawsze tak jest. Napadowi nie muszą towarzyszyć drgawki. Chory może mieć omamy węchowe lub słuchowe, powtarzające się gesty, zamrożone spojrzenie. Może także stracić przytomność. Choć medycyna czyni postępy, to lekarze nie mogą ustalić przyczyn napadów aż u 70 proc. chorych. Wiadomo, że u ok. 5 proc. pacjentów ataki są wywoływane przez czynniki zewnętrzne np. migotanie ekranu telewizora lub komputera. Może zdarzyć się, że ktoś będzie świadkiem, gdy u epileptyka wystąpi napad padaczkowy. Takiemu człowiekowi trzeba pomóc. Pamiętajmy, że nieudzielenie pomocy jest czynem karalnym. Co robić, jak pomóc?
Należy podłożyć epileptykowi coś miękkiego pod głowę, może to być nawet noga udzielającego pomocy. Nie wolno wkładać niczego w usta chorego. Wciąż panuje mit, że należy włożyć coś, np. kawałek drewna, by epileptyk nie odgryzł sobie języka. Rozwieranie na siłę zaciśniętej szczęki chorego może mu tylko zaszkodzić. Gdy napad minie, zwykle dzieje się tak po kilku minutach, należy ułożyć osobę w pozycji bezpiecznej (na boku z odgięciem głowy i brakiem ucisku na klatkę piersiową, by nie utrudniać oddechu). Chorzy po napadzie epileptycznym są senni i zmęczeni lub wprost przeciwnie – pobudzeni. Należy zapewnić im bezpieczeństwo oraz pozwolić odpocząć. Jeśli napad przedłuża się bądź po ustąpieniu pierwszego pojawią się kolejne, należy wezwać pogotowie.