Oficjalna jego nazwa brzmi: Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Utworzony został przy Banku Krajowym. – Mówiąc o kosztach, trzeba zaznaczyć, że są ogromne. Na walkę z pandemią zostało przeznaczone 27 mld zł. To środki, za które zostały sfinansowane różnego rodzaju działania. Począwszy od testów i badań na obecność koronawirusa, po szczepienia, opłacenie świadczeń związanych z opieką i hospitalizacją pacjentów z COVID-19 czy rehabilitacją pocovidową, bo jak wiadomo, problemy wielu pacjentów nie kończą wraz z wyzdrowieniem, tylko trwają przez wiele tygodni czy nawet miesięcy po przebytej chorobie – wylicza w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” (29 grudnia) Filip Nowak, prezes NFZ.
Krytycy krajowej polityki przeciwepidemicznej podkreślają, że rząd oszczędza, tam gdzie nie powinien oszczędzać, np. na testach. Ten fakt podkreślono w grudniowym unijnym raporcie o stanie zdrowia. Pochwalono w nim Polskę za skuteczne działanie przy I fali epidemii. A potem... „Reakcja na pandemię była wysoce scentralizowana (…). Zespół zarządzania kryzysowego składa się głównie z przedstawicieli różnych organów państwowych zamiast z niezależnych specjalistów od zdrowia publicznego lub naukowców". W raporcie podkreśla się, że w Polsce wykonuje się za mało testów w kierunku obecności SARS-CoV-2. Testowane są najczęściej osoby z objawami. To oznacza, że liczba rzeczywistych zakażeń jest niedoszacowana.
Jeśli mowa o testach, to od 1 stycznia zarządzeniem prezesa NFZ zmieniają się wyceny testów – wszystko generalnie o ponad 50 proc. w dół. Zmniejsza się więc ich wycena, z pożytkiem dla funduszu covidowego, niekoniecznie dla tych, którzy zajmują się ich wykonywaniem. Wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych dr n. med. Matylda Kłudkowska na Twitterze tak skomentowała decyzję prezesa NFZ: „Świetna wiadomość! Koszt samych odczynników w moim laboratorium to 155 zł za jedno badanie. Rozumiem, że przyjdą je robić dobre elfy za darmo, bo kosztów pracy, utylizacji materiału zakaźnego i sprzętu zużywalnego nie uwzględniono. Czyli stłuczemy termometr, żeby nie było temperatury?”. 27 mld zł to po środowym (29 grudnia) kursie 5 870 126 770 euro. Tylko/aż kilkanaście procent chorych na COVID-19 wymaga hospitalizacji. Finansuje się ją z wymienionej wyżej sumy. A co z kurującymi się w domach? Ci za leczenie płacą z własnej kieszeni (przy wsparciu – refundacja – państwa).
Dziennikarz Medonetu, leczący się z covida domowo, wyliczył, że na leki wydał 401 zł. Tyle kosztują jedne z tańszych składowych leczenia szpitalnego pacjenta z COVID-19. Tych w najcięższym stanie umieszcza się w oddziałach intensywnej terapii. Za dobę pobytu/leczenia chorego na tzw. oiomie NFZ płaci (wg „Gazety Wyborczej”) ok. 4,8 tys. zł. Bywa, że pacjent na OIT jest przez dwadzieścia kilka dni. Jeśli ktoś chciałby poznać, jak szczegółowo NFZ wycenia „covidowe” świadczenia medyczne, to może dowiedzieć się z tej strony internetowej. Na koniec przypomnijmy, że nieubezpieczeni (są tacy w Polsce) też nie płacą za leczenie w chorobie COVID-19.