Najgroźniejsza – wielolekooporna
Najtrudniejszą w leczeniu jest gruźlica wielolekooporna, stanowiąca dla pacjentów największe zagrożenie. Do 2020 roku liczba przypadków tej postaci była niewielka, potem jednak zaczęła rosnąć,
- Wielolekooporność, z którą dziś mamy do czynienia, przywędrowała do nas z krajów położonych przy wschodniej granicy. W latach 70. I 80. Ub. wieku, kiedy jeszcze istniało ZSRR, gruźlica była tam źle leczona, terapia niewłaściwie nadzorowana. W republikach radzieckich, w tym także w Ukrainie, brakowało leków, dlatego pacjenci przerywali kurację i w ten sposób stawała się ona nieefektywna. W rezultacie odsetek chorych z gruźlicą wielolekooporną sięga tam 30 – 40 proc., podczas gdy w Polsce i Europie nigdy nie przekraczał 2 proc. – wyjaśnia dr Nowiński.
Nowe zagrożenia pojawiły się wraz z wojną w Ukrainie. Wojna i jej skutki, takie jak m. in. obniżenie odporności u ludzi, pogorszenie się warunków życiowych, niedożywienie, długotrwały stres, zmęczenie, zawsze sprzyja gruźlicy. Dlatego lekarze pulmonolodzy i zakaźnicy, spodziewając się napływu uchodźców z terenów wojennych, musieli się do tego przygotować.
Program pilotażowy
Polscy lekarze, we współpracy z WHO, Ministerstwem Zdrowie, Instytutem Gruźlicy i Chorób Płuc, Polskim Towarzystwem Chorób Płuc oraz organizacją Lekarze bez Granic, opracowali pilotażowy program leczenia gruźlicy wielolekoopornej w warunkach ambulatoryjnych.
- Ten nowy schemat, w porównaniu do wcześniejszego podejścia leczenia gruźlicy wielolekoopornej, śmiało można nazwać rewolucją – podkreśla Joanna Ładomirska, koordynatorka medyczna Lekarzy bez Granic. – Zamiast dwóch lat spędzonych w szpitalu, chory może leczyć się w domu, tylko przez pół roku. A nowa kombinacja leków jest bardzo skuteczna i ma o wiele mniej skutków ubocznych.
Zgodnie z wytycznymi WHO
- Terapia oparta jest na schemacie rekomendowanym przez WHO. Czas leczenia, a jest to leczenie doustne, wynosi sześć miesięcy i w większości odbywa się poza szpitalem – wyjaśnia dr Nowiński. – Terapia odbywa się w systemie video-nadzoru. Oznacza to, że jeśli pacjent dobrze znosi leczenie szpitalne i już nie jest zakaźny, można go skierować do leczenia ambulatoryjnego. Pacjent ma codzienne wsparcie pielęgniarki, która każdego dnia dzwoni do niego, pytając, jak się czuje i o ewentualne skutki uboczne. A lek pacjent przyjmuje w ten sposób, że najpierw pokazuje je pielęgniarce na dłoni, a potem na wizji połyka. Mamy wówczas pewność, że je zażył, że terapia odniesie pożądany skutek.
- Wcześniej pacjentów trzeba było izolować, leki podawać domięśniowo. Teraz leczenie ze szpitalnego, wielomiesięcznego, czasem nawet 2-letniego, znacznie się skróciło. Wciąż jednak trzeba pamiętać, że gruźlica wielolekooporna to niezwykle ciężka choroba i możemy wyleczyć ok. 60 proc. pacjentów -dodaje dr Nowiński.
Kontynuować już wypracowane narzędzia i mechanizmy
Niestety program pilotażowy, funkcjonujący od września 2022 roku, kończy się we wrześniu 2025 roku. I co dalej?
Dr Nowiński ma nadzieję, że wypracowane w nim narzędzia i mechanizmy będą kontynuowane, bo przecież doskonale się sprawdziły i że powinny funkcjonować w systemie jako standard w leczeniu gruźlicy wielolekoopornej.
- Dlatego apelujemy o długofalowe planowanie leczenia. Naszą intencją jest również przekonanie Ministerstwa Zdrowia, że tzw. centralne zakupy leków są najlepszą opcją, podobnie jak to się dzieje w przypadku HIV i AIDS. Bardzo ważne jest więc, aby kontynuować sprawdzone metody. Po to, żeby chorzy nie musieli wracać na dwa lata do szpitala. A to, że chcemy nadzorować leczenie gruźlicy, wynika nie tylko z troski o chorego. Gruźlica to nadal groźna choroba zakaźna, a lecząc chorego, leczymy całe otoczenie.
Zmiany systemowe niezbędne
„Yes! We Can End TB”, czyli – „Tak, możemy zakończyć gruźlicę” – to hasło niejednokrotnie podkreślali eksperci podczas tegorocznej konferencji zorganizowanej 24 marca w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc. Dzień został wybrany nieprzypadkowo, gdyż to właśnie w tym dniu, pod koniec XIX wieku, niemiecki mikrobiolog Robert Koch odkrył bakterię, wywołującą gruźlicę, nazywaną potem prątkami Kocha.
Czy i kiedy uda nam się zwalczyć tę wciąż groźną chorobę? – Dziś mamy odpowiednie do tego odpowiednie narzędzia, metody diagnostyczne, nowoczesne leki, potrzebne są rozwiązania systemowe, żeby je wprowadzać w życie, i to się już dzieje - podkreślał dr n. med. Paweł Grzesiowski, główny inspektor sanitarny.