Widać to po wynikach badań o zakażeniach SARS-CoV-2 w komunikacji publicznej. Jest ich niewiele, bo m.in. pociągi, autobusy itp. są systematycznie przewietrzane. Stare powietrze zastępowane jest nowym, nawet co kilka minut. I do podobnego zachowania w czasie zarazy namawia 60-letni Antoine Flahault, francuski epidemiolog i profesor zdrowia publicznego oraz autor badań nad tematycznym modelowaniem chorób zakaźnych. Przyrównał to do... zadymionego papierosami pokoju. Co wówczas robi, gdy dymu jest sporo? – Otwierasz okno, żeby wypuścić dym. I to samo dotyczy tych niewidzialnych aerozoli koronawirusa – radzi naukowiec. Jak często? Znacznie częściej niż w sytuacji, gdy w pokoju, w papierosowym dymie „wisi siekiera”. Kierujący Globalnym Instytutem Zdrowia Uniwersytetu Genewskiego zaleca „całkowitą recyrkulację powietrza w pomieszczeniu co najmniej sześć razy na godzinę”. To najtańsza profilaktyka – podkreśla. Francuza posłuchali Niemcy. RFN to jedyny w Europie kraj, w którym służby sanitarne w oficjalnych wytycznych zachęcają do tego, by okna były otwarte na oścież jak tylko jest to możliwe najdłużej. Nawet w zimę.
W tej recepcie na profilaktykę antykoronawirusową jawi się jedno, drobne „ale”. Otóż amerykańskie Centrum Kontroli Chorób (CDC) potwierdziło, że SARS-CoV-2 nie transmituje się wyłącznie drogą kropelkową. Przypomnijmy: tak uważano w pierwszych miesiącach pandemii. Okazuje się, że wirus może przenosić się via powietrze w mikronowej wielkości aerozolach – z kichania, kasłania, rozmowy, śpiewania itd. W takich kropelkach-balonach wirus od nosiciela może przelecieć do kilkunastu metrów, a przy sprzyjających (dla niego) cyrkulacjach powietrza unosić się w nim i przez kilka godzin. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) także potwierdza wyniki badań. Jednak zarówno CDA, jak i WHO, podkreślają, że droga powietrzna dla wirusa nie jest dominującym wektorem rozprzestrzeniania się. Do zakażeń „z powietrza” dochodzi rzadko.
Polecany artykuł: