Ci badacze przebadali setki zwierząt z gospodarstw domowych, w których ludzie zachorowali na COVID-19. Pobrali wymazy z psów i kotów, ale także chomików i świnek morskich, szukając oznak infekcji. Na razie odkryli 19 przypadków infekcji. Jedno ze zwierzaków, 7-letni kot Phoenix dwukrotnie zaraził się dwa razy koronawirusem, czego skutkiem był COVID-19. Futrzak zaraził się od swojej pani, śpiąc w jej łóżku. W Stanach Zjednoczonych, jak informuje portal WebMed, przebadano ponad 2 tys. różnych zwierząt, które miały kontakt z właścicielami. 80 proc. zwierzaków było pozytywnych. Nie ma twardych dowodów na to, że zarażone zwierzęta mogą przenosić SARS-CoV-2 na ludzi. Odwrotnie, jak widać, jest to możliwe.
Lekarze weterynarii podkreślają, że dla właścicieli zwierzaków domowych nie stanowią one zagrożenia. Naukowcy twierdzą, że ciągłe testowanie jest jednym ze sposobów zachowania czujności w obliczu nieznanego wcześniej patogenu. Wychodzi na to, że to ludzie stanowią potencjalne zagrożenie dla zwierząt. Nie tylko domowych. WebMed przytacza przykłady. W kwietniu u 4-letniego tygrysa malajskiego w ZOO Bronx wykryto koronawirusa. Tygrys zaraził się nim od dozorcy. Potwierdzono również zakażenie czterech innych tygrysów i trzech lwów w innych ogrodach zoologicznych. W USA twierdzą eksperci, że zwierzęta nie zarażają, a w Europie zgoła co innego. Przypomnijmy, że kilka dni temu Dania poinformowała, że tamtejsze służby sanitarne odkryły nową mutację koronawirusa u norek, który przeniósł się na ludzi. Postanowiono wybić wszystkie norki hodowane w tym kraju To nie pierwsza taka akcja. Przed miesiącem z tych samych powodów wybito w Danii 2,5 mln norek. To kto ma rację: Amerykanie czy Duńczycy?