Jak podał „The New York Times”, powołując się na informacje od Departamentu Rolnictwa USA, zainfekowane jelenie zlokalizowano w 15 stanach. Rogacze były zarażone Omikronem, co amerykańscy naukowcy traktują, jako dowód, że ten wariant koronawirusa może rozprzestrzeniać się na dzikie zwierzęta. Znawcy tematu podzielili się z amerykańskimi mediami obawami względem przyszłości epidemii. Otóż uważają oni, że gdy przejdzie ona w stan endemiczny (jak grypa sezonowa występująca lokalnie w mniejszym lub większym nasileniu), to zarażone dzikie zwierzęta mogą być rezerwuarem wirusa. Istnieje takie prawdopodobieństwo, acz jest niewielkie – uspokajają naukowcy, zakładając, że koronawirus w najgorszym przypadku może ewoluować w dzikich zwierzętach i podkreślają, że generowanie sztucznej odporności poprzez szczepienia stanowi solidny mechanizm obronny przed ewentualną transmisją wirusa z dzikich zwierząt na ludzi.
Możliwe, że przez to, że amerykańskie jelenie nie zaraziły się na początku epidemii, uniknęły losu norek w Danii i chomików w Hongkongu. Potencjalne zagrożenie, po odkryciu kilkudziesięciu zarażonych osobników, zneutralizowano poprzez likwidację zwierzaków. Mulaków nikt na razie nie zamierza sanitarnie wybijać, ale, kto wie, co może być w przyszłości. Obecnie nie ma dowodów, że jelenie mogą się powtórnie zarażać, co jest dobrą wiadomością dla Amerykanów (te zwierzęta często żyją w pobliżu ludzkich skupisk). Co prawda odkryto, że jeden jeleń (słownie: jeden) powtórnie zaraził się, ale naukowcy uważają, że nie jest to powód do wszczyna alarmu. Oczywiście badania nad tym, jaki potencjał transmisyjny mają zarażone jelenie wirginijskie, trwają.
Całe szczęście, że koronawirusem wywołującym chorobę COVID-19 nie zarażają się szczury. W przeszłości te gryzonie przetransmitowały w ludzkość wiele chorób wywołując rozmaite pandemie, przede wszystkim dżumy, od czasów starożytnych pod współczesne, kiedy to w Chinach doszło do ostatniej globalnej epidemii tej choroby. Zaraza wybuchła w 1855 r., a jej koniec oficjalnie ogłoszono w 1959 r. Co prawda w świecie naukowym pojawiły się opinie, że tych epidemii nie wywołały szczury śniade, ale jak pchły i wszy głowowe, jednak tak poglądy są mniejszościowe. Szczury transmitują wiele patogenów wywołujących rozmaite choroby, ale – jak dotąd i oby tak pozostało – SARS-CoV-2 ich się nie ima. Może kiedyś naukowcy wyjaśnią, dlaczego te gryzonie zdają się być odporne na działanie tego koronawirusa. Skoro na jednego człowieka przypada co najmniej jeden szczur (dane optymistyczne), to można sobie wyobrazić, co by działo się w świecie, gdyby szczury zarażały się SARS-CoV-2. I bez tego ludzkość ma z nimi wieczny kłopot.
Polecany artykuł: