– Niebezpieczny okres zachorowań na infekcje wirusowe górnych dróg oddechowych trwa do kwietnia, ale luty i marzec to jest najgorszy okres, kiedy jeszcze mogą się pojawić kolejne fale. Poza tym sytuacja pod względem liczby zachorowań jest różna w różnych regionach Polski. Te, w których spada liczba zachorowań, powinny się cieszyć, ale i zachowywać rozsądek polegający na tym, że w miejscach publicznych nosimy maseczki – zaleca w rozmowie z agencją Newseria dr n. farm. Leszek Borkowski, prezes fundacji Razem w Chorobie, profesor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
W większości państw europejskich zniesiono rygor noszenia maseczek ochronnych w tzw. przestrzeni publicznej. W niektórych niemieckich landach nadal jednak on obowiązuje, a we wszystkich maseczki trzeba nosić w pociągach dalekobieżnych jeszcze do kwietnia 2023 r. Tamtejsi eksperci uważają, że powinno się je nosić nadal w komunikacji publicznej. Są zdania, że noszenie w tzw. przestrzeni publicznej masek powinno dalej obowiązywać, bo zakrywanie ust i nosa nie tylko chroni przed przenoszeniem koronawirusa, ale także przed grypą i wirus RSV u dzieci.
Jak podaje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego w grudniu odnotowano 1,139 mln przypadków zachorowania na grypę (oraz podejrzeń). W 8 tys. przypadków chorych trzeba było umieścić w szpitalach. W listopadzie z powodu grypy trzeba było hospitalizować 2 tys. osób. Zachorowało ponad 490 tys. osób. Od 1 września 2022 r. do 31 grudnia 2022 r. odnotowano w Polsce łącznie 2 432 290 zgłoszeń przypadków zachorowań lub podejrzeń zachorowań na grypę – podał NIZP-PZH w meldunkach epidemiologicznych. W tym sezonie grypowym przez tę chorobę zmarły 24 osoby (zgony odnotowano jedynie w grudniu).
Szczyt sezonu grypowego przed nami. Można więc założyć, że wkrótce styczniowe statystyki przebiją te grudniowe. Jak widać rok temu wyzwaniem dla ochrony zdrowia była epidemia SARS-CoV-2/COVID-19, a teraz jest nim grypa. W 2021 r. w Polsce z powodu COVID-19 zmarło ponad 68 tys. osób. W 2022 r. zgonów covidowych było trzy razy mniej. Czy to oznacza, że pandemia koronawirusa zbliża się ku końcowi? Może, ale niekoniecznie. Wiele zależy od tego, co przyjdzie z Chin.
Po trzech latach prowadzenia najbardziej radykalnej w świecie polityki przeciwepidemicznej Chiny postanowiły otworzyć się na świat. Od 20 marca 2020 r. państwo to ma (jeszcze) zamknięte granice lądowe i morskie. Otwarte były tylko, w ograniczonym wymiarze, połączenia lotnicze. Od 8 stycznia będzie można do ChRl nie tylko wlecieć, ale wjechać i przypłynąć i to bez konieczności poddawania się kilkunastodniowej obowiązkowej kwarantannie. W Chinach nie ma już praktycznie polityki „zero COVID”, jest za to wzrost zachorowań. Oficjalnie władza komunistyczna melduje, że codziennie zaraża się tylko kilka tysięcy osób. Poza ChRL uważa się, że liczba zarażających się codziennie idzie co najmniej w setki tysięcy.
22 stycznia Chińczycy będą świętowali swój początek nowego roku i to nie tylko u siebie, ale w całym świecie. Reszta świata obawia się, że wszystko to może przyczynić się do transmisji wirusa poza granice Chin. Coraz więcej państw zapowiada przywrócenie niektórych covidowych rygorów podróżowania wobec chińskich (nie tylko) turystów. Od 8 stycznia podróżni docierający z Chin m.in. do Australii, Belgii, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch będą musieli przedstawiać negatywne wyniki testu na obecność SARS-CoV-2/COVID-19, wykonany najpóźniej 48 godzin przed odlotem. Na lotniskach belgijskich i australijskich mają nawet testować pod wspomnianym kątem ścieki w samolotach wylatujących z Chin. Czy więc można byłoby się dziwić, gdyby znów trzeba było zakładać maseczkę wchodząc do sklepu? Jest to niemożliwe?
Polecany artykuł: