Luty 2020 roku. Pan Marek Miśta (69 l.) zalewa się łzami. Jego niespełna dwuletni wnuczek Adrian zmarł w klinice w Brandenburgii. Chłopiec zmagał się z chorobą o nazwie „autosomalna recesywna niemowlęca kardioencefalomiopatia”. Cała rodzina dopingowała Adrianka. Niestety, nie udało się go uratować. - Aduś był już zmęczony, chciał odpocząć. Teraz już śpi snem wiecznym - napisano po jego śmierci. Dla pana Marka musiało to być wyjątkowo bolesne doświadczenie. Mężczyzna sam od 2012 roku zmaga się z chorobą. Diagnoza brzmi: rak płuc niedrobnokomórkowy gruczołowy śluzowaty. Z początku wszystko wskazywało na to, że choroba ustąpi. - Byliśmy zdruzgotani. Tacie dawano 3 miesiące życia. Wtedy jeszcze aktywnie pracował, a dla nas to był koniec świata. Przeszedł operację usunięcia płata płuc, potem chemioterapię i radioterapię, walczył tak dzielnie, że wygrał i pokonał raka! - opisują bliscy 69-latka. Ale tuż po pogrzebie wnuczka okazało się, że rak znów zaatakował. Pandemia opóźniła biopsję o trzy miesiące. W tym czasie nowotwór się rozrósł. Stan mężczyzny się pogorszył. Rodzina zbiera środki na leczenie mężczyzny. - Tata jest bardzo osłabiony. Ten okropny kaszel powoduje duszności... Prosimy Was o modlitwy oraz z całego serca o pamięć i wsparcie taty w jego walce – on wie, że bez środków potrzebnych na leczenie nie ma dla niego nadziei - napisała Maja Miśta, córka 69-latka.
Każdy może wspomóc leczenie mężczyzny. Link do zbiórki na stronie siepomaga.pl znajduje się TUTAJ!
Polecany artykuł: