Wybuch paczki w Siecieborzycach. 31-letnia Urszula opuściła szpital
Od momentu, gdy 31-letnia Urszula, poszkodowana w wybuchu paczki w Siecieborzycach, została przetransportowana do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, do momentu, gdy trafiła na stół operacyjny, minęło ledwie 7 minut. W środę, 18 stycznia, po miesiącu od zdarzenia, kobieta opuściła placówkę. Ją i jej dwoje dzieci: 8-letnią Olę i niespełna 3-letniego Bartusia przywieziono tam w poniedziałek, 19 grudnia ub.r., po tym jak w rękach 31-latki wybuchła paczka. Cała trójka została ciężko ranna, a po przejściu operacji wszyscy trafili na OIOM placówki. Mama maluchów znajdowała się na początku w krytycznym stanie i walczyła o życie przez kilka kolejnych dni, natomiast jej dzieci już wcześniej opuściły placówkę. 7-letnia Ola wzięła nawet udział w koncercie charytatywnym na rzecz swojej rodziny, który odbył się w niedzielę, 15 stycznia. Tymczasem szpital w Zielonej Górze ujawnił, jak wyglądało leczenie jej mamy, począwszy od pierwszego dnia.
- Zadziałała cała procedura Centrum Urazowego w warunkach SOR ze wszystkimi niezbędnymi specjalistami. Na każdym etapie działaliśmy bardzo sprawnie, interdyscyplinarnie i szybko – podkreśla dr n. medycyny Bartosz Kudliński, kierownik Klinicznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. - Naszym zadaniem było przygotowanie odpowiedniego zespołu urazowego, skoordynowanie działań różnych zespołów terapeutycznych, zabezpieczenie pacjentki i przekazanie w tym wypadku na CBO. To zagrało – dodaje lek. med. Szymon Michniewicz, kierownik SOR.
Jak wyglądało leczenie ofiar wybuchu paczki? Placówka w Zielonej Górze ujawnia
Jak informuje placówka, w pierwszych godzinach po przewiezieniu Urszuli do akcji wkroczyli również ortopedzi, którzy zajęli się m.in. jej rękoma. - Następnie oczy pani Urszuli ratowali okuliści, a potem ponownie działali ortopedzi i chirurdzy. Z OIT (oddziału intensywnej terapii - przyp. red.) pacjentka trafiła właśnie na te oddziały. Wśród tych, którzy ratowali zdrowie i życie pani Urszuli należy również wymienić psychologów, diagnostów oraz personel pielęgniarski z CBO i oddziałów. Jeśli do tego doliczyć ludzi, którzy objęli opieką także synka i córeczkę na oddziałach dziecięcych oraz kardiologów, którzy zajęli się babcią, to okazuje się, że w sprawę zaangażowanych było kilkadziesiąt osób - dodają medycy z Zielonej Góry.
Internauci doceniają pracę medyków z Zielonej Góry
Pod postem na temat przebiegu leczenia rodziny poszkodowanej w wybuchu paczki w Siecieborzycach pojawiło się już kilkadziesiąt komentarzy, których autorzy nie szczędzą komplementów personelowi szpitala. "Ukłony dla Wszystkich Specjalistów oraz całej Służby Zdrowia Zielonogórskiego Szpitala!, "Wielkie podziękowania i brawa dla całego personelu medycznego, a dla pani Uli i jej rodziny zdrowia i dużo siły", "Zdrowia dużo życzę dla pani Uli i wielkie brawa dla Szpitala w Zielonej Górze - piszą internauci.
- Ta sprawa poruszyła opinię publiczną w całym kraju, a dla naszego szpitala była wyjątkowym testem współdziałania wielu dyscyplin medycznych. Jako jedyne w województwie Centrum Urazowe jesteśmy gotowi na przyjęcie pacjentów, którzy trafiają do nas z powodu różnych okoliczności, np. wypadków komunikacyjnych, czy takich właśnie tragicznych zdarzeń jak to, które spotkało panią Urszulę - poinformował szpital w Zielonej Górze.