"Najpierw był huk, potem eksplozja"
Wychodząc rano do pracy, pani Ula znalazła pod domem paczkę. Zupełnie nieświadoma zagrożenia, zaniosła ją do środka i otworzyła. Wtedy doszło do wybuchu.
- Rozpakowałam i ukazała się kasetka. To mnie nie tyle zaniepokoiło, co zdziwiło - mówi reporterowi "Uwagi" pani Urszula. - Przekręciłam kluczyk, nie chciała się otworzyć. To mało myśląc, wzięłam nóż i podważyłam. Najpierw był huk, potem eksplozja. Zasłoniłam Olę swoim ciałem i tyle. Potem pamiętam, jak leżałam na podłodze. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Miałam tylko w głowie, że to mój koniec, że już mnie nie będzie. Pamiętam, że mama się nade mną nachyliła i powiedziałam: „Mamo, dobij”. To było straszne.
Kobieta została ciężko ranna. Obrażenia odniosły również jej dzieci: 8-letnia Ola i 3-letni Bartek. Wszyscy trafili do szpitala.
- Obrażenia zagrażały życiu 31-latki. Chodzi o obrażenia jamy brzusznej z dużym krwotokiem, uszkodzenia dotyczące narządów wewnętrznych - mówi reporterowi "Uwagi" lek. med. Antoni Ciach ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. - Miała też obrażenia oczu, a przede wszystkim oparzenia dotyczące twarzy, trudne do oceny.
"Cieszę się, że żyję, bo to chyba był cud, że przeżyłam"
Jak dodał lekarz, początkowo obawiano się, że chora nie będzie widziała. Najbardziej jednak ucierpiały ręce Urszuli.
- W jej prawej ręce, w obrębie przedramienia, doszło do rozerwania – dodaje lek. med. Antoni Ciach. - Jeżeli chodzi o lewą rękę, to udało się częściowo zachować funkcję chwytną i dotykową. Został kciuk i piąty palec.
- Odebrano mi coś, co na dzisiaj jest mi najbardziej potrzebne - mówi poszkodowana kobieta. - Nie mogę sama nic zrobić. A tak naprawdę chciano odebrać mi życie, dlatego się cieszę, że żyję, bo to chyba był cud, że przeżyłam.
Dzieci pani Urszuli miały w ciele liczne odłamki po bombie. Ola miała złamaną rękę, uszkodzoną dłoń i liczne rany na twarzy. Gdy wróciły do domu, ich mama cały czas była w śpiączce, z której została wybudzona i po blisko miesiącu od zdarzenia wypisana do domu.
- Bałam się, ale czułam też radość, że zobaczę dzieciaki. Ola też była zestresowana, Bartuś też nie mógł się przemóc. Ale jest już coraz lepiej, dzieci muszą się przyzwyczaić do nowej mamy – mówi pani Urszula.
"Mamo, nieważne jak wyglądasz i tak cię kocham"
Kobieta dodaje, że jeszcze podczas pobytu w szpitalu, usłyszała od swojej córki piękne słowa.
- "Mamo, nieważne jak wyglądasz i tak cię kocham. Jesteś dla mnie piękna i damy sobie radę”. Nic więcej nie potrzeba - dodaje wzruszona kobieta.
Błażej K. zatrzymany
Podejrzany o popełnienie przestępstwa były parter pani Urszuli został zatrzymany i trafił do aresztu. 34-letni Błażej K. usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa 31-latki i jej dzieci. Kilka tygodni przed zdarzeniem mężczyzna został pozbawiony praw rodzicielskich, co mogło być motywem jego działania.
– Mamy zabezpieczone ślady, które mogą świadczyć o tym, kto mógł podłożyć tę paczkę – mówi Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. - To był ładunek skonstruowany samodzielnie, wskazujący na to, że osoba, która go zrobiła, miała jakieś pojęcie na temat konstruowania, bądź wiedzę techniczną.
Mężczyźnie grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
W sieci trwa zbiórka na rzecz pani Urszuli. Jej efekty przeszły wszelkie oczekiwania. Internautom udało się już zebrać ponad 260 tysięcy złotych, czyli prawie 120 procent zakładanej kwoty.
Cały reportaż można zobaczyć na stronie programu "Uwaga!".