Wszystko wydarzyło się w Andrzejki 2015 r. nad ranem w rejonie dyskoteki w centrum Zielonej Góry znaleziono leżącego Tomka Kikołę. Był nieprzytomny. Karetką pogotowia ratunkowego trafił do szpitala. Tomasz zmarł po kilku dniach w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności.
Ruszyło śledztwo. Ustalono, że Tomasz Kikoła bawił się w dyskotece w centrum Zielonej Góry. Był z koleżankami. Na tej samej dyskotece bawił się Ariel W., podporucznik służący w elitarnej brygadzie kawalerii powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim.
Wojskowy przyjechał na dyskotekę z Wrocławia. Nad ranem dziewczyny wyszły z żołnierzem i wsiadły do taksówki. Wtedy, jak w sądzie zeznali świadkowie, Tomek uderzył w twarz wojskowego i uciekł. Żołnierz pobiegł za nim. Złapał Tomka i zaczął dusić. Trzymał tak długo, aż stracił przytomność. Potem przeszukał kieszenie Tomka, zabrał dokument i uciekł.
Ariel W. wpadł dzięki monitoringowi i uporze śledczych. W sądzie przyznał się, do udziału w bójce, ale nie do zabójstwa. Zapewniał, że nie miał pojęcie o tym, że duszenie skończy się tragicznie. Oficer elitarnej jednostki wojskowej i uczestnik misji w Afganistanie przed sądem udowadniał, że jest fajtłapą i nawet nie zna nawet chwytów samoobrony. Wyjaśniał, że elitarna szkoła oficerska we Wrocławiu, której jest absolwentem, nie uczy samoobrony. Egzaminy w szkole zdaje się do tego bardzo łatwo. Zapewniał też, że na misji w Afganistanie nie nosił nawet broni gotowej do strzału.
Jest wyrok dla Ariela W.
Po długim procesie przed zielonogórskim Sądem Okręgowym zapadł wyrok. Dwaj sędziowie zawodowi chcieli dla Ariela W. kary bezwzględnego więzienia, jednak trzej ławnicy mieli inne zdanie i przegłosowali sędziów zawodowych. Sąd skazał Ariela W. za nieumyślne spowodowanie śmierci na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 50 tys. zł odszkodowania.
Z takim wyrokiem od samego początku nie zgadzają się rodzice Tomka.
– To było zabójstwo. Tomek został celowo uduszony, a Ariel W. wiedział co robi, bo jest wyszkolonym żołnierzem – mówiła po ogłoszeniu wyroku załamana Elżbieta Kikoła, mama Tomka.
Oskarżyciel posiłkowy rodziny ofiary mecenas Łukasz Cieślak złożył apelację od wyroku. Poznańskim sądem apelacyjnym uznał, że Ariel W. ma iść do więzienia na 1,5 roku. Ma też zapłacić 50 tys. zł. odszkodowania. Sąd Apelacyjny uznał nieumyślność działania sprawcy. Zdarzenie pod dyskoteką porównał z potrąceniem pieszego na pasach przez kierowcę, który tego nie chce ani nie planuje potrącenia.
– To społecznie niesprawiedliwe, straszne porównanie zabójstwa naszego syna do wypadku. Jak tak można – mówiła mama Tomka, dla której to, co się wydarzyło jest zabójstwem.
Rodzice Tomka nigdy nie zgodzili się z karą wymierzoną przez Sąd Apelacyjny.
– To rażąco niska kara - mówiła E. Kikoła.
W dodatku przepisy związane z koronawirusem pozwoliły karę do 1,5 roku więzienia odbyć w domu z obrożą na nodze.
Jak mówili nam rodzice Tomka, Ariel W. nigdy nie skontaktował się z nimi.
– Nie przeprosił nas, nie zapytał nawet o syna Tomka, którego przecież osierocił – płakała E. Kikoła.