Pierwsza połowa to prawdziwy koncert grany przez orkiestrę Żana Tabaka. Stelmet grał jak z nut i trafiał na niesamowitej skuteczności. Zielonogórzanie trafili 11 z 15 rzutów za "trzy". Taki wynik w koszykówce zdarza się bardzo rzadko. Do przerwy 63:48 dla gospodarzy.
Po zmianie stron lepiej zaczęli grac lublinianie, którzy szybko zmniejszyli stratę i trener Stelmetu musiał reagować. Po reprymendzie - koszykarze z Zielonej Góry wrócili na właściwe tory i powiekszyli przewagę do kilkunastu punktów.
Zabójcza była zwłaszcza końcówka kwarty. W 35 sekund Stelmet zdobył 9 punktów, a podsumowanie znakomitej gry był Buzzer beater Joe Thomassona. Amerykanin trafił z połowy boiska i gospodarze prowadzili dwudziestoma jeden punktami.
Gdy wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty, nagle role się odwróciły. Wystarczyło kilka minut i zryw gości, by nagle zrobiło się tylko 6 punktów różnicy. Na szczęście - Stelmetowi udało się dowieźć prowadzenie do końca.
Najwięcej - 20 punktów dla zielonogórzan zdobył Joe Thomasson. Liderem Startu Lublin był Martins Laksa.
Polecany artykuł: