Tragiczny poranek, który zmienił wszystko
19 grudnia 2022 roku, wychodząc rano do pracy, Ula znalazła pod domem paczkę. Zupełnie nieświadoma zagrożenia, zaniosła ją do środka i otworzyła. Wtedy doszło do wybuchu. Kobieta została ciężko ranna. Obrażenia odniosły również jej dzieci: 7-letnia Ola i 2,5-letni Bartek.
Zobacz także: Wybuch paczki w Siecieborzycach. Wstrząsające słowa matki Uli: "Krzyczała: Mamo, dobij mnie!”
Cała trójka trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, gdzie wszyscy przeszli operacje. Dzieci zostały wybudzone ze śpiączki kilka dni po zdarzeniu, a ich stan jest określany jako stabilny. Dużo większe obawy towarzyszą temu, co stanie się z ich mamą... Kobieta ma liczne obrażenia twarzy. Została już wybudzona ze śpiączki, powoli zaczyna niewyraźnie widzieć.
Relacja rannej Uli ze szpitala. Mówi o paczce
Urszula powoli wraca do życia i odnajduje się w nowej, rzeczywistości. - Widzi, chociaż wciąż niewyraźnie. Doskonale pamięta niewielkie, metalowe pudełko, które przyniosła do kuchni. Potwierdza to, co wcześniej mówiła jej mama, że na opakowaniu było jej nazwisko - opowiada "Gazecie Lubuska" Marcin Banaszkiewicz, szwagier pani Urszuli.
Ranna 31-latka walczy o powrót do zdrowia, jednak to droga, która będzie okupiona cierpieniem. Urszula w wybuchu straciła prawą dłoń. Lewa została uratowana, ale nie jest zupełnie sprawna po operacji przyszycia palów. Żeby obsługiwać tablet, musi mieć przytwierdzony rysik do kikuta ręki. Radzi sobie z nim coraz lepiej. To jest jej okno na świat - informuje "Gazeta Lubuska".
Wybuch paczki w Siecieborzycach. Kim jest sprawca?
Jak informuje Gazeta Wyborcza Zielona Góra, prokuratorzy nie postawili nikomu zarzutów w związku z wybuchem paczki, ale podejrzenie w tej sprawie padło na byłego partnera Uli, ojca 2-letniego Bartusia, którego dom znajduje się dwie wsie obok Siecieborzyc. 31-latka miała mieszkać z mężczyzną ponad rok, ale latem 2021 r. wyprowadziła się od niego i wróciła do swoich rodziców.
- Kierowca ciężarówki. Zaradny, zdolny. Wybudował sam dom, choć nie miał fachu. Wystarczyło, że oglądał filmy na YouTubie. Chciał zamknąć ją w złotej klatce. Miała siedzieć w domu, nie wracać do pracy po macierzyńskim - mówi Gazecie Wyborczej Zielona Góra koleżanka poszkodowanej w wybuchu paczki.
Jej rozstanie z Błażejem K. miało nie przebiegać łagodnie, konieczna była interwencja policji. Koleżanka Urszuli powiedziała, że 31-latka się go bała, a ona doradzała jej, by robiła obdukcje. Sprawa trafiła ostatecznie do prokuratury w Żaganiu i dotyczyła znęcania się, ale do tej pory nie znalazła swojego finału na wokandzie. Ewa Antonowicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, odsyła w tej sprawie do Sądu Rejonowego w Żaganiu.