Tragedia w Siecieborzycach. Paczka wybuchła Urszuli w rękach
Wszystko wydarzyło się w poniedziałek, 19 grudnia, w domu w Siecieborzycach. Urszula i jej 2,5-letni synek Bartosz na schodach domu znaleźli paczkę. Chłopczyk wniósł pakunek do domu. W pomieszczeniu była też Ola, wówczas 7-letnia córka Uli.
Nauczycielka zaczęła otwierać paczkę. Wtedy doszło do wybuchu. Metalowe odłamki z eksplodującej paczki siłą wybuchu powbijały się w ciała Urszuli, jej córki oraz Bartosza.
Kobieta doznała poważnych urazów rąk, twarzy i tułowia. 7-latka również została ciężko rana ranna. Poważnie ranny został 2,5-latek.
Urszula do szpitala w Zielonej Górze trafiła śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dzieci zabrały karetki pogotowia ratunkowego. W dniu zdarzenia wszyscy byli operowani. Ula kilka godzin leżała na stole operacyjnym. Podobnie Ola. Potem wszyscy zostali wprowadzeni w stan śpiączki farmakologicznej.
Ula została ciężko ranna. Metalowe elementy po wybuchu wbiło się jej w ciało, twarz i oczy. Straciła prawą dłoń. Wybuch rozerwał rękę 7-latki. Metalowe odłamki wbiły się w ciało dziewczynki. Tak samo w plecy trzylatka.
Błażej K. stanął przed sądem. Nie przyznaje się do winy
W piątek, 23 lutego, Błażej K. stanął przed sądem. Zanim zasiadł za pancerną szybą na sali rozpraw, zielonogórski Sąd Okręgowy zabezpieczyli policjanci oraz policyjni kontrterroryści. Wprowadzono szczególne zasady bezpieczeństwa.
Sąd na wniosek obrońcy Błażeja K. oraz pełnomocników poszkodowanej częściowo wyłączył jawność rozprawy. Nie będzie można relacjonować między innymi zeznań świadków. Poszkodowana w wybuchu Urszula nie chce wchodzić na sądową salę.
– On jest bezwzględny - powiedziała nam Urszula na sądowym korytarzu. Nic więcej mówić nie chciała.
Prokurator odczytał akt oskarżenia. Błażej K. odpowiada za to, że z zamiarem bezpośrednim zmierzał do zabójstwa wielu osób. Odpowie również za wytwarzanie materiałów wybuchowych. Błażej K. nie przyznaje się, w sądzie odmówił składania zeznań. Sąd odczytał to, co mówił podczas przesłuchań.
Błażej K. sugeruje, że to wszystko wymyślił prokurator.
– Gdybym chciał ją zabić to wynająłbym kogoś. Wtedy kula w łeb – zeznawał wcześniej Błażej K. Zaznaczał, że pracował jako zawodowy kierowca. Zarabiał 10 tys. zł miesięcznie i nie opłacało mu się „jej zabijać”.
Podczas przesłuchań przeklinał. Mówił, że bombę prędzej posłałby sędzi, która zajmowała się sprawą jego znęcania nad Urszulą. Zeznał, że oskarżenia go o wybuch to zemsta, bo niech chciał się ożenić z Urszulą i przysposobić jej dziecka.
Błażej odpowiadając podważa wszelkie ustalenia prokuratury. Na wszystko ma gotową odpowiedź. Kiedy coś nie pasuje, zmienia zeznania mówiąc to, jak mu pasuje. Kiedy w jego zachowaniu jest coś wyraźnie podejrzane, od razu podważa to. Na pytanie skąd wzięły się petardy opróżnione z prochu w jego garażu.
– Nie ma z tym nic wspólnego – zeznaje.
Nagranie jego samochodu na przejściu graniczny wjeżdżającym do Polski przed wybuchem.
– Ci na granicy nie znają się na swojej robocie, to jakiś błąd musiał być – zeznaje Błażej K.
Mężczyzna zapewnia, że nie zna się na materiałach wybuchowych i nie miał z tym nic wspólnego. Z ustaleń śledczych wynika jednak, że przygotował się do zamachu w Siecieborzycach bardzo szczegółowo. Bomba została doskonale zbudowana, co świadczy o tym że zna się na ładunkach wybuchowych.
Błażejowi K. grozi kara dożywotniego więzienia.